Sobota, 3 lipca 2010
Kategoria Beskidy, za granicą, extremalnie
ROCK GARDEN: Babia Góra-1725 m.n.p.m.
Beskidy moim zdaniem i nie tylko moim to jedne z trudniejszych rejonów w Polsce do eksploracji rowerem, a patrząc na opinie znajomych, zaryzykowałbym że nie tylko w Polsce.
A dlaczego? Zapytacie...Przecież nie są najwyższe, ani najbardziej strome, szlaki nie prowadzą tuż nad przepaścią daleko w dół, są też łatwo dostępne i zazwyczaj legalnie można wdrapać się na większość z nich. W czym tkwi diabeł? W szczegółach chciało by się dodać, ale nie, nie, diabeł chowa się pod kamieniami.
Tak, to kamieniste szlaki, od luźnych rozsypanych wielkości pięści kamieni, po głazy wielkości telewizorów, i to nie tych lcd...
Mordercze dla sprzętu, wykańczające dla bikerów, ale cholernie pociągające, dające ogrom satysfakcji z pokonania, zdobycia, w ferworze walki z własnymi słabościami, stanowczą grubą krechą odcinają chłopców od mężczyzn. Ja ciągle próbuje się dostać za tą linię, kiedy już wydaje mi się że tam jestem, odkrywam szlak, który w jednej chwili pokazuje mi że każdy ma swoje granice, każdy ma swoje miejsce, i że przedemną jeszcze nie jeden sezon MTB, jeszcze nie jeden abym mógł w pełni wykorzystać to co Beskidy mają do zaoferowania.
Dzisiaj moim łupem padła Babia Góra osiągająca wysokość 1725 m n.p.m., to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, najwyższy po Tatrach szczyt w Polsce i drugi, po Śnieżce, pod względem wybitności. Zaliczany jest do Korony Gór Polski.
Pobudka o 6 rano, zgodnie z moim budzikiem, syte śniadanie, plecak spakowany dzień wcześniej, prysznic i w drogę.
Plan miałem spory jak na moje możliwości, chciałem asfaltami dojechać przez Żywiec, Korbielów do Oravskiej Polhory, stamtąd terenem już na samą Babią.
Po Babiej chciałem w drodze powrotnej jechać już tylko terenem, zahaczyć o Skrzyczne i Klimczok, niestety przy zjeździe z Babiej, uszkodziłem łańcuch i napęd nie pracował na najmniejszej przedniej tarczy, więc strome podjazdy odpadały, wtedy też podjąłem decyzję że to i tak dużo jak na dziś.
Wjazd na Babią to zaskakująco dużo jazdy, dopiero końcówka już bezapelacyjnie pchana, a nawet przez parę metrów rower na plecy i wio po skałach do góry.
Ludzie mijali mnie i patrzyli ze zdziwienia, osobiście wątpię że z podziwu, raczej mieli miny typu "matko, co ten gość tu robi z rowerem".
Choć byli i tacy co zagadywali i pytali jak gdzie i po co, w tym jedna niezwykle urodziwa Słowianka, która mówiła coś do mnie, ja tego kompletnie nie rozumiałem, tylko się uśmiechałem jak głupi.
Na szczycie...
Widok to poezja, w tym momencie już wiedziałem, warto było. Niech zdjęcia dopowiedzą resztę.
Po krótkim odpoczynku, decyzja, zjazd stroną polską. Chciałem koniecznie poznać trasę od drugiej strony, teraz myślę że to była zła decyzja, choć może nie zła do końca, ten odcinek, a liczył sobie blisko 20 km do zjazdy na sam dół do miasta, wyrwał ze mnie wszystko co miałem, a nawet więcej, zmuszając mnie w paru sytuacjach do zejścia z roweru i schodzenia razem z nim, tylko raz nie posłuchałem przeczucia, i poleciałem w krzaki, w locie modliłem się aby pod nimi nie było ostrych jak brzytwa kamieni, i nie było, moje szczęście.
Oczywiście po drodze ludzie nie szczędzili komentarzy, pozytywnych, bardzo miłych, patrzyli jak na szaleńca, ale mi nie w każdym momencie było do śmiechu, tyle razy co minąłem się z lotem przed siebie to nie zliczę, i tak ta walka z trasą trwałą kolejne kilometry, im dalej od szczytu tym coraz więcej szerokich, ubitych szutrów i łagodniejsze zjazdy.
Niestety na całej trasie nie natrafiam na żadne schronisko, zapasy wody się kończą, upał daje się we znaki, i wtedy spotykam miejscowego górala, po krótkiej pogawędce, proponuje mi tankowanie prosto u jego źródła, zimna górska woda ratuje mnie z opresji, w facetem gadam dobre 15 min, podczas których dałem w siebie wdusić małą szklankę zimnego piwa. Zjeżdżam padnięty do miasta i już tylko 40km do domu, dojeżdżam wycieńczony, nadgarstki obolałe, uda palące, ale oglądam teraz zdjęcia i zdecydowanie mogę powiedzieć warto było!
Pozdrower :)
Cel podróży...Tu miałem moment zawahania, jak zobaczyłem gdzie ja dziś zamierzam się wdrapać, nie powiem, nogi mi się ugieły.
I na koniec muzyka, którą nuciłem dziś przez większość dnia.
Pozdrower!
A dlaczego? Zapytacie...Przecież nie są najwyższe, ani najbardziej strome, szlaki nie prowadzą tuż nad przepaścią daleko w dół, są też łatwo dostępne i zazwyczaj legalnie można wdrapać się na większość z nich. W czym tkwi diabeł? W szczegółach chciało by się dodać, ale nie, nie, diabeł chowa się pod kamieniami.
Tak, to kamieniste szlaki, od luźnych rozsypanych wielkości pięści kamieni, po głazy wielkości telewizorów, i to nie tych lcd...
Mordercze dla sprzętu, wykańczające dla bikerów, ale cholernie pociągające, dające ogrom satysfakcji z pokonania, zdobycia, w ferworze walki z własnymi słabościami, stanowczą grubą krechą odcinają chłopców od mężczyzn. Ja ciągle próbuje się dostać za tą linię, kiedy już wydaje mi się że tam jestem, odkrywam szlak, który w jednej chwili pokazuje mi że każdy ma swoje granice, każdy ma swoje miejsce, i że przedemną jeszcze nie jeden sezon MTB, jeszcze nie jeden abym mógł w pełni wykorzystać to co Beskidy mają do zaoferowania.
Dzisiaj moim łupem padła Babia Góra osiągająca wysokość 1725 m n.p.m., to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, najwyższy po Tatrach szczyt w Polsce i drugi, po Śnieżce, pod względem wybitności. Zaliczany jest do Korony Gór Polski.
Pobudka o 6 rano, zgodnie z moim budzikiem, syte śniadanie, plecak spakowany dzień wcześniej, prysznic i w drogę.
Plan miałem spory jak na moje możliwości, chciałem asfaltami dojechać przez Żywiec, Korbielów do Oravskiej Polhory, stamtąd terenem już na samą Babią.
Po Babiej chciałem w drodze powrotnej jechać już tylko terenem, zahaczyć o Skrzyczne i Klimczok, niestety przy zjeździe z Babiej, uszkodziłem łańcuch i napęd nie pracował na najmniejszej przedniej tarczy, więc strome podjazdy odpadały, wtedy też podjąłem decyzję że to i tak dużo jak na dziś.
Wjazd na Babią to zaskakująco dużo jazdy, dopiero końcówka już bezapelacyjnie pchana, a nawet przez parę metrów rower na plecy i wio po skałach do góry.
Ludzie mijali mnie i patrzyli ze zdziwienia, osobiście wątpię że z podziwu, raczej mieli miny typu "matko, co ten gość tu robi z rowerem".
Choć byli i tacy co zagadywali i pytali jak gdzie i po co, w tym jedna niezwykle urodziwa Słowianka, która mówiła coś do mnie, ja tego kompletnie nie rozumiałem, tylko się uśmiechałem jak głupi.
Na szczycie...
Widok to poezja, w tym momencie już wiedziałem, warto było. Niech zdjęcia dopowiedzą resztę.
Po krótkim odpoczynku, decyzja, zjazd stroną polską. Chciałem koniecznie poznać trasę od drugiej strony, teraz myślę że to była zła decyzja, choć może nie zła do końca, ten odcinek, a liczył sobie blisko 20 km do zjazdy na sam dół do miasta, wyrwał ze mnie wszystko co miałem, a nawet więcej, zmuszając mnie w paru sytuacjach do zejścia z roweru i schodzenia razem z nim, tylko raz nie posłuchałem przeczucia, i poleciałem w krzaki, w locie modliłem się aby pod nimi nie było ostrych jak brzytwa kamieni, i nie było, moje szczęście.
Oczywiście po drodze ludzie nie szczędzili komentarzy, pozytywnych, bardzo miłych, patrzyli jak na szaleńca, ale mi nie w każdym momencie było do śmiechu, tyle razy co minąłem się z lotem przed siebie to nie zliczę, i tak ta walka z trasą trwałą kolejne kilometry, im dalej od szczytu tym coraz więcej szerokich, ubitych szutrów i łagodniejsze zjazdy.
Niestety na całej trasie nie natrafiam na żadne schronisko, zapasy wody się kończą, upał daje się we znaki, i wtedy spotykam miejscowego górala, po krótkiej pogawędce, proponuje mi tankowanie prosto u jego źródła, zimna górska woda ratuje mnie z opresji, w facetem gadam dobre 15 min, podczas których dałem w siebie wdusić małą szklankę zimnego piwa. Zjeżdżam padnięty do miasta i już tylko 40km do domu, dojeżdżam wycieńczony, nadgarstki obolałe, uda palące, ale oglądam teraz zdjęcia i zdecydowanie mogę powiedzieć warto było!
Pozdrower :)
Cel podróży...Tu miałem moment zawahania, jak zobaczyłem gdzie ja dziś zamierzam się wdrapać, nie powiem, nogi mi się ugieły.
I na koniec muzyka, którą nuciłem dziś przez większość dnia.
Pozdrower!
- DST 123.00km
- Teren 35.00km
- Czas 07:11
- VAVG 17.12km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Gratuluje wyczynu ! Babią zdobyłem pieszo, ale chyba rowerem bym się nie odważył.
Pozdrawiam krawcowy - 15:57 poniedziałek, 2 sierpnia 2010 | linkuj
Pozdrawiam krawcowy - 15:57 poniedziałek, 2 sierpnia 2010 | linkuj
Hej. Na Babią wybieramy się z ekipą już dłuższy czas, jak nie śnieg to masa turystów staję nam na drodze :) Najlepiej podobno podjeżdżać tam w nocy(tak żeby być na wschód słońca, piękna sprawa)...no właśnie, podjeżdżać, ale którędy? Można podchodzić po schodach albo przytroczyć rower do plecaka i percią Akademików :) Ty którędy dokładnie podjeżdżałeś, skoro prawie wszystko było do podjechania??
kubus18 - 09:35 czwartek, 15 lipca 2010 | linkuj
Przez chwilę to miałem wrażenie że to tatry.Rzeczywiście widoki fantastyczne.
pozdrawiam:) Rafaello - 06:38 środa, 14 lipca 2010 | linkuj
pozdrawiam:) Rafaello - 06:38 środa, 14 lipca 2010 | linkuj
Super wycieczka, też mam zamiar odbyć podobną, lecz podjechać od strony Zawoi, a zjechać na Słowację. Jednak nie jestem pewien czy będe miał siły pokręcić po Słowacji, bo widzę, że będzie ciężej niż myślałem. Gratuluje i życzę zdobywania kolejnych szczytów - wspaniałego szczytowania :)
Matek - 19:11 środa, 7 lipca 2010 | linkuj
że tak się przyłączę do tematu o pokaże skan odpowiedzi na moje pytanie skierowane do GDOŚ odnośnie jazdy rowerem przez teren rezerwatu:
http://www.terror.org.pl/~nbc/rezerwat.jpg
lakoniczne to dosyć, ale mniej więcej nakreśla to z czym możemy się spotkać na szlakach... k4r3l - 14:58 środa, 7 lipca 2010 | linkuj
http://www.terror.org.pl/~nbc/rezerwat.jpg
lakoniczne to dosyć, ale mniej więcej nakreśla to z czym możemy się spotkać na szlakach... k4r3l - 14:58 środa, 7 lipca 2010 | linkuj
Na Baraniej Górze jest rezerwat i obejmuje tylko stok od strony Wisły po szczyt. Granice dobitnie ukazuje linia wycinki drzew, która bez przeszkód została przeprowadzona na przeciwległym stoku i jak zapewne feels3 poświadczy zatrzymała się na szczycie właśnie. W całej imprezie chodziło o ochronę pierwotnego drzewostanu. Zatem na podjeździe od mojej strony nie ma czego chronić :) Reasumując, ja dostając się rowerem na Baranią Górę robiłem to w świetle prawa gdyż nie poruszałem się po rezerwacie :)
Autochton - 08:39 środa, 7 lipca 2010 | linkuj
Ostatnio nie wyszło z pewnym szczytem ,ale widzę że to Cię nie zraziło i postanowiłeś sięgnać wyżej. Teraz poczyniłeś odpowiednie przygotowania ,a to bardzo ważne i decyduje często o powodzeniu wyprawy. Ja tego dnia też zdobywałem pewną górę i miałem z niej widok na Babią :) Patrząc na nią pomyślałem że warto byłoby tam zawitać :P Jedyne co mnie jeszcze powstrzymuje to ten dziwny zakaz wjazdu rowerem do Parku Narodowego.
Gratulacje. Aż się boję co wymyślisz następnym razem ;) marusia - 14:25 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj
Gratulacje. Aż się boję co wymyślisz następnym razem ;) marusia - 14:25 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj
Super. Na początek wielkie gratulacje. Teraz pytanie. Jechałeś cały czas niebieskim szlakiem ? Przez Małą Babią itp?
mhylinski - 13:03 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj
Kolega niezły rozbójnik. Na Babiej (i w zasadzie Baraniej) to ponoć zakaz dla rowerów (widziałem jakieś zdjęcia, że to Parki Nardowowe, bla bla bla ;) Tak czy inaczej - wielkie gratulacje :D wyczyn niezly, chodziaz nielegalny jak alkohol w czasach prohibicji :D
webit - 10:58 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj
No cóż jednak nie wolno tam jeździć :(
"Wykonując swe zadania Straż Babiogórskiego Parku Narodowego styka się z różnego rodzaju wykroczeniami. Należą do nich:
[...]
- turystyka rozumiana jako wędrówki poza szlakami czy w niedozwolonych w Babiogórskim Parku Narodowym formach, np. rowerowa czy motorowa.
[...]"
Źródło: http://www.bgpn.pl/informacje/straz-parku
Nie wiem jak to po Słowackiej stroni wygląda. Autochton - 12:54 poniedziałek, 5 lipca 2010 | linkuj
"Wykonując swe zadania Straż Babiogórskiego Parku Narodowego styka się z różnego rodzaju wykroczeniami. Należą do nich:
[...]
- turystyka rozumiana jako wędrówki poza szlakami czy w niedozwolonych w Babiogórskim Parku Narodowym formach, np. rowerowa czy motorowa.
[...]"
Źródło: http://www.bgpn.pl/informacje/straz-parku
Nie wiem jak to po Słowackiej stroni wygląda. Autochton - 12:54 poniedziałek, 5 lipca 2010 | linkuj
Na Babią Górę mam sympatyczny widok z okna mojego pokoju w Radziechowach. Pieszo ją zdobyłem, rowerem też chciałem, ale ciągle mnie przeraża kwestia ewentualnych zakazów dla rowerzystów. Wolałbym nie liczyć na szczęście czy mnie złapią odpowiednie służby czy nie :] Tak czy siak dystans robi wrażenie zwłaszcza, że nie była to wycieczka w równym terenie ;) Trzeba się będzie w końcu ustawić w Beskidach na jakiś weekend, możliwe że wyląduję tam w tym tygodniu i zapewne wyląduję na jakiejś grani :)
Autochton - 12:46 poniedziałek, 5 lipca 2010 | linkuj
a zapomniałem dodać..rower odchudziłeś ze podniosłeś go :P:P czy coś dobrego zjadłeś..no może coś wymyślisz i razem zakatujemy jakiś szczyt...jak będzie forma..ale zawsze pociąg pkp może pomóc wrazie co:D
sebol - 19:40 niedziela, 4 lipca 2010 | linkuj
To teraz co ? Giewont ? :D Najs dystans natrzaskałeś :]
Opis i zdjęcia z wycieczki są zajebiste ! ;]
Pozdrawiam.
sikor4fun-remove - 11:16 niedziela, 4 lipca 2010 | linkuj
Opis i zdjęcia z wycieczki są zajebiste ! ;]
Pozdrawiam.
sikor4fun-remove - 11:16 niedziela, 4 lipca 2010 | linkuj
no to porządziłeś..ja tą górkę tylko widziałem z odległości 40 km w linii prostej ;) wszytsko zagrało..ja nie pamietam kiedy ostatnio byłem 7 godzin na rowerze :)chyba z Tobą była najdłuższa jak dotąd traska :)..super wyjazd..aż mnie korci..czego tam mnie nie ma ;/
sebol - 06:32 niedziela, 4 lipca 2010 | linkuj
"grubą krechą odcinają chłopców od mężczyzn" - wygląda na to, że jestem chłopcem, bo ja nie podołałam :P
A swoją drogą ładnie pojechałeś. Gratulacje. marysia - 20:47 sobota, 3 lipca 2010 | linkuj
A swoją drogą ładnie pojechałeś. Gratulacje. marysia - 20:47 sobota, 3 lipca 2010 | linkuj
waryjot :P nie no gratulacje!!! osobiście bym nie zaryzykował, po tym co zastałem ostatnio w niższych partiach Beskidów...
k4r3l - 20:40 sobota, 3 lipca 2010 | linkuj
Jaacie, ale genialne zdjecia! Az sie chce pokrecic...
Gratulacje, piekny lup :).
Pobiles o jakies 400m moj rekord wysokosci :) klosiu - 19:48 sobota, 3 lipca 2010 | linkuj
Komentuj
Gratulacje, piekny lup :).
Pobiles o jakies 400m moj rekord wysokosci :) klosiu - 19:48 sobota, 3 lipca 2010 | linkuj