Informacje

  • Wszystkie kilometry: 7070.90 km
  • Km w terenie: 2114.00 km (29.90%)
  • Czas na rowerze: 16d 02h 21m
  • Prędkość średnia: 15.92 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy feels3.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:341.00 km (w terenie 62.00 km; 18.18%)
Czas w ruchu:20:50
Średnia prędkość:16.37 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:42.62 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria Beskidy, z ekpiką

Angielska pogoda, polskie góry - Leskowiec

Od pierwszej wiadomości Kuby do sobotniego spotkania minęły 2 miesiące, między czasie, jedni rezygnowali, inni się przyłączali, i tak wybieraliśmy się jak sójka za morze.
Na kilka dni przed terminem pogoda nie sprzyjała i wyjazd stał pod znakiem zapytania, w zasadzie to podświadomie czułem że nic z tego nie będzie przez pogodę właśnie.

W tej chwili pisząc to wiem że trafiliśmy idealnie w okienko pogodowe :) , bo teraz znów leje. Sobota nas oszczędziła, no przynajmniej jeśli chodzi o deszcz.

W tym sezonie staram się robić nowe trasy, tym razem bez mapy, bez przygotowania odwiedziłem strony których nie znam. ale za to miałem w sobotę trzech przewodników, miałem ten komfort że tym razem tylko delektowałem się górami :)
Kuba, Olaf i drugi Kuba.

W czteroosobowym składzie ruszyliśmy na podbój Beskidu Małego, gdzie głównym punktem nawigacyjnym był Leskowiec, do którego zabraliśmy się strony Wadowic i kierowaliśmy się górami aż na górę Żar.
Ponad 40km "czystego" terenu, dopiero ostatnie km były asfaltowe, i to tylko dlatego że czas i siły nas do tego zmusiły.

Ta część Beskidów to zdecydowanie najtrudniejsze góry po jakich jeździłem, góry w okół Bielska do tej pory tylko wydawały mi się kamieniste, bo to co zobaczyłem na nowo zdefiniowało u mnie pojęcie trudnego szlaku.

Kilka km musiało minąć zanim się dostosowałem i na zjazdach byłem ostrożny, na szczęście zawody nam nie nie były w głowie ;)
Jazda jednak w takim terenie, mimo iż Beskid Śląski też jest wymagający, to naprawdę spore wyzwanie, nadgarstki od kamieni obolałe, a zatrzymać się w czasie jazdy nie wypada, no bo przecież jak to, ja nie dam rady? ;)
I tak nam droga mijała, na zmianę z bardzo stromymi podjazdami i świetnymi zjazdami, aż do momentu kiedy Olafowi padła tylna piast, działa jak ostre koło ;)
Niestety dla Olafa to oznaczało powrót do domu, szczęśliwie razem przejechaliśmy większość trasy, ale ostatnią część już w trójkę.

Na Żarze mimo zmęczenia w jednej chwili nam się nastroje poprawiają przy pysznej pizzy. Błogie uczucie długo nie trwało, a do domu jeszcze kawałek, do naszej trójki dółącza się jeszcze dwóch znajomych Kuby i suniemy ostatnim trzeba przyznać wymagającym zjazdem z Żaru, tym razem nie asfaltem jak zawsze.
Potem tylko podjazd na Przegibek i zjazd do Bielska, podjazd jechałem w innej lidze, baterie mi padły, bynajmniej nie w telefonie i ledwo wjechałem na szczyt. Zresztą prędkość 5km/h mówi sama za siebie przy wzniesieni góra kilku procent :D

W domu ogromne zadowolenie, było trudno, dużo błota, kamieni, korzeni, dystans nie mały, tempo jak na warunki niezłe...i te obolałe nadgarstki, ale banan z twarzy nie schodził.
W dobrym towarzystwie taka trasa to przyjemność, ale następnym razem lepiej niech będzie słońce :P





























  • DST 66.00km
  • Teren 22.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 11.38km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 lipca 2011 Kategoria Beskidy

Lubie to!

Dnia pięknego letniego, wypatrując słońca od dni wielu, ku mojemu zadowoleniu to właśnie ono budzi mnie dziś z samego rana wciskając się między szpary w żaluzji, łechcąc po twarzy już od pierwszych sekund powodowało u mnie tylko jedne myśli...rower!

Ta dam! Dwie zdrowaśki za pękniętą i pospawaną ramę, bo nowa wciąż nie kupiona (ostały się dwie do wyboru) i już wiedziałem gdzie dziś jadę.
Zapał ostudziły obowiązki (sobotnie leniuchowanie) ale świeżo po obiedzie pognałem ku przygodzie :D

Obiecałem sobie w tym roku odkrywać nowe, ale pogoda nie pozwala mi niczego planować z wyprzedzeniem, więc bez marudzenia pognałem na Błatnią.

Dawno mnie tam nie było, zatem zadowolenie było ogromne, aczkolwiek uważając na ramę, na zjazdach uczyłem się cierpliwie i powoli delektować się widokami, wymyśliłem sobie, że to taka nauka techniki wolnego omijania kamieni i korzeni, co nie było łatwe, bo już dawno dotarło do mnie że najlepsza na nie metoda to prędkość. Trochę szacunku musiałem dziś okazać górom, ale co tam, było fajnie, nawet bardzo, przy okazji zużyłem tylne klocki i dotarłem przednie.

W.






















.
  • DST 45.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 22.50km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 lipca 2011 Kategoria nocna jazda, Bielsko i okolice

Nocne uroki miasta

Ostatnie ulewy skutecznie utrudniają mi zdobywanie celi.
Ale od czego jest noc? 23:30 wylogowałem się z domostwa, zalogowałem się z powrotem przed 1.

W Bielsku o tej porze autentycznie żywej duszy nie ma. Za to się zrelaksowałem tak jak chciałem.












.
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 lipca 2011 Kategoria Bielsko i okolice

Relaks

Dochodzę do siebie po sobocie, dziś krótko, intensywnie, ale pod kontrolą, taka aktywna regeneracja, pojechałem na lotnisko i przez godzinę robiłem zdjęcia.
Cisza, spokój, słońce. Tego mi było trzeba.


  • DST 20.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 lipca 2011 Kategoria Karpaty, za granicą

Terchová

Ciągłe czerwcowe ulewy, regularnie pojawiające się przeszkody uniemożliwiające mi jazdę oraz problemy techniczne tylko gromadziły we mnie energię do działania. To była wycieczka jedna za tych których jeszcze kilka godzin wcześniej nawet nie planowałem. Tak wybrałem się na Pilsko, na Babią, tak już kiedyś pojechałem na Słowację. To impuls, który budzi mnie do działania zazwyczaj późnego wieczora dzień wcześnie, i tak też było tym razem.

Wkurzony na swoją ramę przeglądałem powoli nowe modele aż w końcu spontanicznie przeszedłem do przeglądania map, włączyłem widok z satelity i zastanawiałem się gdzie by było fajnie się znaleźć, przesuwałem się mimowolnie na południe, aż znalazłem ciekawy obiekt. Później kilka zdjęć, opisów, powoli sprawdzam odległość i do tego wszystkiego mając świadomość że sobota jest cała dla mnie i tylko dla mnie i nie mam żadnych planów na ten dzień...

Zerwałem się jak poparzony, pobiegłem do piwnicy przyglądnąć się jeszcze raz spawanej ramie, tak dla świętego spokoju i już widziałem jadę!
Jadę na Wielki Krywań.

Pakowanie w biegu, szykowanie trasy, jedzenia, i sen.
Rano doszło do mnie że pokonanie ponad 200km to szaleństwo, kiedy ja nigdy tego wcześniej nie zrobiłem a i forma obecna nie powala. Decyzja zapada w ostatniej chwili i pakuje się do pociągu do Zwardonia, pod same przejście graniczne. Kurs powrotny ostatni pociąg ok 20. Wszystko zaczyna się pięknie.
W pociągu było więcej rowerzystów niż zwykłych pasażerów, na niebie nie było ani jednej chmury, wszystko zapowiadało się pięknie.

Trasę miałem tak zakodowaną że jechałem tamtędy mimo iż pierwszy raz, to jakbym był stałym bywalcem tych terenów. Niestety podczas pierwszych km doszły do mnie myśli które wprowadziły zwątpienie w realizację celu.
Wzniesienia...12-15% to norma, i to na dzień dobry, niby nic wielkiego, w sumie to naprawdę nic wielkiego, tylko zastanawiałem się wtedy, czy czasem tak nie będzie przez całe 120km trasy które mnie czekało.

Prawda okazała się okrutna i nawet pojawiające się czasami szybkie zjazdy(70km/h) nie napawały mnie optymizmem, bo ja już widziałem oczami mój powrót...

Po drodze bez przygód spokojnie do celu, wszystko było by fajnie, z podjazdami radziłem sobie wcale nie najgorzej, w nogach jak na tak późny start sezonu czułem sporo mocy, był dobrze, tylko było jedno małe ale.
Słońce. Takiej lampy bez żadnej chmurki, dawno nie widziałem, po drodze żadnego lasu, żadnego cienia, czułem się z każdą godziną jakbym się smażył na mocnym ogniu, po połowie dystansu i po osiągnięciu wstępnego celu czyli miasteczka Terchová na Słowacji, wypiłem prawie 4l płynów, to wszystko co miałem.

Byłem pod samym szlakiem który prowadzi na Wielki Krywań (1709 m n.p.m.) a nie mogłem ruszyć korbą z wycieńczenia, pojawił się ból głowy i zrobiło mi się zimno mimo tego upału, wiedziałem że nie jest dobrze.
Szybko znalazłem cień i rzeke która spływała prosto z gór, to była najczystszej postaci radość niczym nie zmącona, ukojenie i błogie poczucie spokoju, mało brakowało abym wskoczył do tego małego potoku cały, wystarczyło że głowę włożyłem prosto do wody, nawet nie próbowałem oblewać się rękami.

Po tym wszystkim położyłem się w cieniu pod drzewem spoglądając na górę i zrobiłem sobie drzemkę, powoli dochodziło do mnie że ta góra musi na mnie poczekać. Drzemka w zasadzie nie była planowana, ale miałem to poza kontrolą, po prostu zasnąłem, obudziłem po pół godziny w bardzo dobrym samopoczuciu, ból głowy minął, i jedynie późna godzina kazała mi się stamtąd zbierać.

Zostało mi kilka godzin do ostatniego pociągu ze Zwardonia do Bielska, nawet nie dopuszczałem myśli że mogę nie zdążyć. Na samą myśl, że musiałbym robić dodatkowe 50km do domu robiło mi się nie dobrze, dlatego bez chwili namysłu ruszyłem.

To było moje jedne z najgorszych 60km jakie robiłem, słońce już tak nie grzało, ale ja cały spieczony, i przegrzany kilka h wcześniej odczuwałem każde muśnięcie promieni na sobie. Moja trasa wyglądała tak, 10km jazdy, przerwa 2min, szukanie potoku (szczęśliwie większość trasy jechałem wzdłuż rzeki) głowa do wody, szybka przekąska i ciśniemy dalej, pod koniec walczyłem ze sobą i ze zmęczeniem i z uciekającym czasem, nie miałem takiego tempa jakie założyłem i z minuty na minutę rosły obawy że nie zdążę na pociąg, kręciłem ostatkiem sił i wiedziałem że ja do Bielska rowerem dojechać nie dam rady. Zasnę na dworcu i tyle i nie ruszę ani km więcej.

Kiedy zobaczyłem znak 1km do granicy (ok 1,5km do stacji PKP) miałem 15 min do pociągu. To było hardkorowe 15 min, ostatni podjazd niemający końca, zaciśnięte zęby, skurcze, pot cięknący mi po twarzy, ból chyba wszystkiego, bolały mnie ręce, bolał mnie tyłek od siodełka, uwierała pompka w plecaku, resztki słońca smażyły mnie po twarzy że już patrzeć nie mogłem, wjeżdżam już na stację, widzę stojący pociąg i tuż obok mały sklepik, rzucam rower, wbiegam do sklepu, gadam w jakimś bliżej nie określonym języku do kasjerki żeby mnie puściła bez kolejki, sięgam po byle jaki napój, płacę wybiegam, 100m do pociągu, wrzucam rower do wagonu, wchodzę siadam, słyszę dzwonek i zamykające się drzwi...o rzesz myślę sobie, ty farciarzu...

Ogarnia mnie śmiech, który staram się opanować, bo jeszcze oddechu nie mogłem złapać. Ale najbardziej kulminacyjny moment miałem tuż pod domem, jako że w sobote hacjendą "opiekowałem" się tylko ja, wiedziałem że nikt na mnie nie czeka, ostatnia minuta szukania kluczy w plecaku to był nie gorszy horror niż sama wyprawa...

Uff...






















  • DST 120.00km
  • Czas 06:42
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 lipca 2011 Kategoria extremalnie, Bielsko i okolice

Stan pacjenta stabilny

Już po operacji. Zalecenia "lekarza" :

Jeździć, nie skakać, obserwować, ubezpieczyć się i powoli szukać nowej ramy.

A tej świetnej ramy już nie produkują :(


  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 lipca 2011 Kategoria Bielsko i okolice, extremalnie

Pęknięta rama

2 much speed, 2 much agression, 2 fast, 2 furious.

I się stało, górna rura tuż przed główką...

Szybkich kilka telefonów i rozmawiam z najlepszym spawaczem aluminium na śląsku* i po wstępnych oględzinach zapada werdykt: na stół operacyjny, będziemy ratować.
Czas operacji jutro w godzinach popołudniowych.
Trzymajcie kciuki.


*prywatna opinia mająca na celu podniesienie mnie na duchu
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 lipca 2011 Kategoria nocna jazda, Bielsko i okolice

Zakochany bez pamięci...

...w nocnych wyprawach. A wszystko za sprawą niepozornej, drobnej, ale o uwodzicielskich kształtach i zniewalającym spojrzeniu lampki :D
23 to świetna godzina, raz że nie pada, dwa temp 25', cisza, spokój, i ta moc światła :), która tylko prowokowała mnie do tego aby zjechać tam gdzie normalnie nawet bym nie pomyślał aby jechać.
Czuje że to początek wielkiego romansu ;)


  • DST 30.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 15.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl