Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2010
Dystans całkowity: | 398.00 km (w terenie 112.00 km; 28.14%) |
Czas w ruchu: | 25:19 |
Średnia prędkość: | 15.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 33.17 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 20 lipca 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Trenig - podjazdy
Nie jedna osoba jak zobaczy dystans to parsknie śmiechem na widok tytułu wpisu - trening, ale co ja zrobię, że zrobiłem dziś 17km a wróciłem zmordowany ;).
Krótko to trwało ale zaliczyłem tempem 90% kilka km podjazdów. Taka seria potrwa tydzień - dwa, później dystans x2 ale mniejsze tempo, później zobaczymy.
Krótko to trwało ale zaliczyłem tempem 90% kilka km podjazdów. Taka seria potrwa tydzień - dwa, później dystans x2 ale mniejsze tempo, później zobaczymy.
- DST 17.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:08
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 lipca 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Magurka
W końcu trochę chłodniej, dziś zero słońca i same mgły, ale nie marudzę, popędziłem na Magurkę Wilkowicką, na szczycie najadłem się jagód i długa do domu.
Na szlakach ślisko i wilgotno, łatwo o dzwon więc i tempo "lajtowe"
Na szlakach ślisko i wilgotno, łatwo o dzwon więc i tempo "lajtowe"
- DST 30.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:00
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 lipca 2010
Kategoria Bielsko i okolice
Za duszno...
Spakowany na długa trasę odpuściłem po godzinie, jest tak duszno i parno że dałem sobie spokój, jutro ma być chłodniej.
- DST 32.00km
- Teren 4.00km
- Czas 02:00
- VAVG 16.00km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 35.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 lipca 2010
Kategoria Bielsko i okolice
Hardware check test...
...test passed
- DST 29.00km
- Teren 4.00km
- Czas 01:45
- VAVG 16.57km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 lipca 2010
Kategoria Bielsko i okolice
Nocna rozgrzewka
"Prawda jest córą czasu poczętą w przypadkowym i krótkotrwałym romansie ze zbiegiem okoliczności."
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski
- DST 30.00km
- Czas 01:58
- VAVG 15.25km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 lipca 2010
Kategoria Bielsko i okolice
Regeneracja
"Nie grasz - nie wygrywasz" wojtek :P
- DST 24.00km
- Czas 01:33
- VAVG 15.48km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 lipca 2010
Kategoria Bielsko i okolice
Rozgrzewka
"Doskonała jest tylko kula i trójkąt równoboczny." Marta Fox
- DST 15.00km
- Czas 01:00
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 lipca 2010
Kategoria Beskidy
Błatnia 917 m.n.p.m.
Wyjechałem dziś odpowiednio późno, liczyłem tak jak wczoraj, że dojadę w góry o zachodzie słońca, niestety znów za szybko, pojechałem nawet na Błatnią, a nawet dalej zrobiłem kawałek drogi, ale dzień wyjątkowo długi, lecz nic wszystko, bo kiedy zbliżała się godzina zero, przypomniałem sobie że dziś finał, na który postanowiłem pędzić co sił :D. Zachód słońca poczeka ;) .
ps. Nie ma to jak zrobić wpis w przerwie przed dogrywką :P
ps. Nie ma to jak zrobić wpis w przerwie przed dogrywką :P
Z Klimczoka© feels3
Z Błatniej© feels3
Samowyzwalacz :D© feels3
Popas na Błatniej© feels3
Na zachód słońca już nie zdązę...© feels3
Powrót do Jaworza© feels3
Ostatni popas© feels3
- DST 33.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:20
- VAVG 14.14km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 lipca 2010
Kategoria Beskidy
Klimczok - 1117 m.n.p.m.
Chciałem się koniecznie znaleźć dziś w górach o zachodzie słońca, wyjechałem z nastawieniem że pojeżdżę tyle ile trzeba, ale za szybko mi to dzisiaj szło, Klimczok, Szyndzielnia, Błatnia, Dębowiec, próbowałem nawet robić drzemkę żeby zaczekać, ale za szybko się zebrałem w góry, cóż może jutro, ale chyba będę musiał wyjechać o 20 :)
- DST 26.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:59
- VAVG 13.11km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 37.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 lipca 2010
Kategoria Beskidy, za granicą, extremalnie
ROCK GARDEN: Babia Góra-1725 m.n.p.m.
Beskidy moim zdaniem i nie tylko moim to jedne z trudniejszych rejonów w Polsce do eksploracji rowerem, a patrząc na opinie znajomych, zaryzykowałbym że nie tylko w Polsce.
A dlaczego? Zapytacie...Przecież nie są najwyższe, ani najbardziej strome, szlaki nie prowadzą tuż nad przepaścią daleko w dół, są też łatwo dostępne i zazwyczaj legalnie można wdrapać się na większość z nich. W czym tkwi diabeł? W szczegółach chciało by się dodać, ale nie, nie, diabeł chowa się pod kamieniami.
Tak, to kamieniste szlaki, od luźnych rozsypanych wielkości pięści kamieni, po głazy wielkości telewizorów, i to nie tych lcd...
Mordercze dla sprzętu, wykańczające dla bikerów, ale cholernie pociągające, dające ogrom satysfakcji z pokonania, zdobycia, w ferworze walki z własnymi słabościami, stanowczą grubą krechą odcinają chłopców od mężczyzn. Ja ciągle próbuje się dostać za tą linię, kiedy już wydaje mi się że tam jestem, odkrywam szlak, który w jednej chwili pokazuje mi że każdy ma swoje granice, każdy ma swoje miejsce, i że przedemną jeszcze nie jeden sezon MTB, jeszcze nie jeden abym mógł w pełni wykorzystać to co Beskidy mają do zaoferowania.
Dzisiaj moim łupem padła Babia Góra osiągająca wysokość 1725 m n.p.m., to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, najwyższy po Tatrach szczyt w Polsce i drugi, po Śnieżce, pod względem wybitności. Zaliczany jest do Korony Gór Polski.
Pobudka o 6 rano, zgodnie z moim budzikiem, syte śniadanie, plecak spakowany dzień wcześniej, prysznic i w drogę.
Plan miałem spory jak na moje możliwości, chciałem asfaltami dojechać przez Żywiec, Korbielów do Oravskiej Polhory, stamtąd terenem już na samą Babią.
Po Babiej chciałem w drodze powrotnej jechać już tylko terenem, zahaczyć o Skrzyczne i Klimczok, niestety przy zjeździe z Babiej, uszkodziłem łańcuch i napęd nie pracował na najmniejszej przedniej tarczy, więc strome podjazdy odpadały, wtedy też podjąłem decyzję że to i tak dużo jak na dziś.
Wjazd na Babią to zaskakująco dużo jazdy, dopiero końcówka już bezapelacyjnie pchana, a nawet przez parę metrów rower na plecy i wio po skałach do góry.
Ludzie mijali mnie i patrzyli ze zdziwienia, osobiście wątpię że z podziwu, raczej mieli miny typu "matko, co ten gość tu robi z rowerem".
Choć byli i tacy co zagadywali i pytali jak gdzie i po co, w tym jedna niezwykle urodziwa Słowianka, która mówiła coś do mnie, ja tego kompletnie nie rozumiałem, tylko się uśmiechałem jak głupi.
Na szczycie...
Widok to poezja, w tym momencie już wiedziałem, warto było. Niech zdjęcia dopowiedzą resztę.
Po krótkim odpoczynku, decyzja, zjazd stroną polską. Chciałem koniecznie poznać trasę od drugiej strony, teraz myślę że to była zła decyzja, choć może nie zła do końca, ten odcinek, a liczył sobie blisko 20 km do zjazdy na sam dół do miasta, wyrwał ze mnie wszystko co miałem, a nawet więcej, zmuszając mnie w paru sytuacjach do zejścia z roweru i schodzenia razem z nim, tylko raz nie posłuchałem przeczucia, i poleciałem w krzaki, w locie modliłem się aby pod nimi nie było ostrych jak brzytwa kamieni, i nie było, moje szczęście.
Oczywiście po drodze ludzie nie szczędzili komentarzy, pozytywnych, bardzo miłych, patrzyli jak na szaleńca, ale mi nie w każdym momencie było do śmiechu, tyle razy co minąłem się z lotem przed siebie to nie zliczę, i tak ta walka z trasą trwałą kolejne kilometry, im dalej od szczytu tym coraz więcej szerokich, ubitych szutrów i łagodniejsze zjazdy.
Niestety na całej trasie nie natrafiam na żadne schronisko, zapasy wody się kończą, upał daje się we znaki, i wtedy spotykam miejscowego górala, po krótkiej pogawędce, proponuje mi tankowanie prosto u jego źródła, zimna górska woda ratuje mnie z opresji, w facetem gadam dobre 15 min, podczas których dałem w siebie wdusić małą szklankę zimnego piwa. Zjeżdżam padnięty do miasta i już tylko 40km do domu, dojeżdżam wycieńczony, nadgarstki obolałe, uda palące, ale oglądam teraz zdjęcia i zdecydowanie mogę powiedzieć warto było!
Pozdrower :)
Cel podróży...Tu miałem moment zawahania, jak zobaczyłem gdzie ja dziś zamierzam się wdrapać, nie powiem, nogi mi się ugieły.
I na koniec muzyka, którą nuciłem dziś przez większość dnia.
Pozdrower!
A dlaczego? Zapytacie...Przecież nie są najwyższe, ani najbardziej strome, szlaki nie prowadzą tuż nad przepaścią daleko w dół, są też łatwo dostępne i zazwyczaj legalnie można wdrapać się na większość z nich. W czym tkwi diabeł? W szczegółach chciało by się dodać, ale nie, nie, diabeł chowa się pod kamieniami.
Tak, to kamieniste szlaki, od luźnych rozsypanych wielkości pięści kamieni, po głazy wielkości telewizorów, i to nie tych lcd...
Mordercze dla sprzętu, wykańczające dla bikerów, ale cholernie pociągające, dające ogrom satysfakcji z pokonania, zdobycia, w ferworze walki z własnymi słabościami, stanowczą grubą krechą odcinają chłopców od mężczyzn. Ja ciągle próbuje się dostać za tą linię, kiedy już wydaje mi się że tam jestem, odkrywam szlak, który w jednej chwili pokazuje mi że każdy ma swoje granice, każdy ma swoje miejsce, i że przedemną jeszcze nie jeden sezon MTB, jeszcze nie jeden abym mógł w pełni wykorzystać to co Beskidy mają do zaoferowania.
Dzisiaj moim łupem padła Babia Góra osiągająca wysokość 1725 m n.p.m., to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, najwyższy po Tatrach szczyt w Polsce i drugi, po Śnieżce, pod względem wybitności. Zaliczany jest do Korony Gór Polski.
Pobudka o 6 rano, zgodnie z moim budzikiem, syte śniadanie, plecak spakowany dzień wcześniej, prysznic i w drogę.
Plan miałem spory jak na moje możliwości, chciałem asfaltami dojechać przez Żywiec, Korbielów do Oravskiej Polhory, stamtąd terenem już na samą Babią.
Po Babiej chciałem w drodze powrotnej jechać już tylko terenem, zahaczyć o Skrzyczne i Klimczok, niestety przy zjeździe z Babiej, uszkodziłem łańcuch i napęd nie pracował na najmniejszej przedniej tarczy, więc strome podjazdy odpadały, wtedy też podjąłem decyzję że to i tak dużo jak na dziś.
Wjazd na Babią to zaskakująco dużo jazdy, dopiero końcówka już bezapelacyjnie pchana, a nawet przez parę metrów rower na plecy i wio po skałach do góry.
Ludzie mijali mnie i patrzyli ze zdziwienia, osobiście wątpię że z podziwu, raczej mieli miny typu "matko, co ten gość tu robi z rowerem".
Choć byli i tacy co zagadywali i pytali jak gdzie i po co, w tym jedna niezwykle urodziwa Słowianka, która mówiła coś do mnie, ja tego kompletnie nie rozumiałem, tylko się uśmiechałem jak głupi.
Na szczycie...
Widok to poezja, w tym momencie już wiedziałem, warto było. Niech zdjęcia dopowiedzą resztę.
Po krótkim odpoczynku, decyzja, zjazd stroną polską. Chciałem koniecznie poznać trasę od drugiej strony, teraz myślę że to była zła decyzja, choć może nie zła do końca, ten odcinek, a liczył sobie blisko 20 km do zjazdy na sam dół do miasta, wyrwał ze mnie wszystko co miałem, a nawet więcej, zmuszając mnie w paru sytuacjach do zejścia z roweru i schodzenia razem z nim, tylko raz nie posłuchałem przeczucia, i poleciałem w krzaki, w locie modliłem się aby pod nimi nie było ostrych jak brzytwa kamieni, i nie było, moje szczęście.
Oczywiście po drodze ludzie nie szczędzili komentarzy, pozytywnych, bardzo miłych, patrzyli jak na szaleńca, ale mi nie w każdym momencie było do śmiechu, tyle razy co minąłem się z lotem przed siebie to nie zliczę, i tak ta walka z trasą trwałą kolejne kilometry, im dalej od szczytu tym coraz więcej szerokich, ubitych szutrów i łagodniejsze zjazdy.
Niestety na całej trasie nie natrafiam na żadne schronisko, zapasy wody się kończą, upał daje się we znaki, i wtedy spotykam miejscowego górala, po krótkiej pogawędce, proponuje mi tankowanie prosto u jego źródła, zimna górska woda ratuje mnie z opresji, w facetem gadam dobre 15 min, podczas których dałem w siebie wdusić małą szklankę zimnego piwa. Zjeżdżam padnięty do miasta i już tylko 40km do domu, dojeżdżam wycieńczony, nadgarstki obolałe, uda palące, ale oglądam teraz zdjęcia i zdecydowanie mogę powiedzieć warto było!
Pozdrower :)
Cel podróży...Tu miałem moment zawahania, jak zobaczyłem gdzie ja dziś zamierzam się wdrapać, nie powiem, nogi mi się ugieły.
I na koniec muzyka, którą nuciłem dziś przez większość dnia.
Pozdrower!
- DST 123.00km
- Teren 35.00km
- Czas 07:11
- VAVG 17.12km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze