Niedziela, 26 czerwca 2011
Kategoria Beskidy, nocna jazda
Dark matter
Spoglądam na zegarek, jest godz 20, zamykam drzwi, patrze nie śmiało na niebo, które po wczorajszej burzy wyglądało niepokojąco, nie oglądam się za siebie, wszystko wyliczone, wszystko zaplanowane, średnia, 2 postoje, kilka zdjęć, wszystko ogarnięte przemyślane, dwa razy wieczorem dzień wcześniej, raz rano, i sto razy na 5minut przed wyjściem. Wszystko po to aby dotrzeć na szczyt punktualnie o zachodzie.
Podjazd szlakiem który znam jak własną kieszeń, mija mi pod znakiem przemyśleń, którędy będę wracał, to właśnie powrót nie dawał mi spokoju,który miał być dziś odmienny od dotychczasowych. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się szczycie, minęło to tak szybko...za szybko. Czasu zostaje dużo, siadam wygodnie i czekam...
Czekam aż się ściemni.
Robi się coraz ciszej, a ja nerwowo oglądam się za siebie, o tej porze jeszcze tu nie byłem, w okół ani żywej duszy, żadnego światła, niebo ciemnieje, a mi trzęsą się coraz bardziej ręcę, ale to chyba nie z powodu chłodnej wiosennej nocy.
Robię rekonesans i podejmuje decyzję. Czas wracać.
Wyposażony w maleństwo które miało mi dać nowe doznania eksplorując górskie szlaki, ruszam powoli mając po bokach czarną plamę a przed sobą szeroki na kilka metrów i długi na przynajmniej 20m wycinek dnia. Tego inaczej opisać nie można.
Wyłapuje oczami beskidzkie kamienie i rozpędzam się coraz bardziej, niemrawo na początku, jakby nie dowierzają że ja wszystko widzę, z tych wrażeń nawet nie zauważam kiedy docieram do połowy zjazdu. Zatrzymuje się, robie kilka zdjęć, zakładam okulary i ruszam moim ulubionym szlakiem. Żałuje że po drodze ktoś nie stał z aparatem i nie zrobił mi zdjęcia, bo minę jaką miałem ciężko mi opisać słowami, choć bliskie będzie to jak napiszę że czułem się jak dziecko które dostało najwspanialszą zabawkę.
Zjeżdzam z głownego szlaku, gnam przed siebie wąskim singlem, po lewej pionowa ściana do góry, po prawie taka sam w dół, jadę i nie wierzę, przeżywam taką ekstazę chyba już nigdy tej trasy nie pojadę...za dnia.
Minęło kilkanaście minut szalonej jazdy, ląduje przy schronisku już na samym dole, zatrzymuje się aby uspokoić emocje, instynktownie sięgam po licznik...vmax 53km/h, godz 23.01, temp 12' a na twarzy wielkie WOW.
Wracam do domu i zabieram się za pisanie, jest 0:47, a ja ani myślę położyć się spać...
.
Podjazd szlakiem który znam jak własną kieszeń, mija mi pod znakiem przemyśleń, którędy będę wracał, to właśnie powrót nie dawał mi spokoju,który miał być dziś odmienny od dotychczasowych. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się szczycie, minęło to tak szybko...za szybko. Czasu zostaje dużo, siadam wygodnie i czekam...
Czekam aż się ściemni.
Robi się coraz ciszej, a ja nerwowo oglądam się za siebie, o tej porze jeszcze tu nie byłem, w okół ani żywej duszy, żadnego światła, niebo ciemnieje, a mi trzęsą się coraz bardziej ręcę, ale to chyba nie z powodu chłodnej wiosennej nocy.
Robię rekonesans i podejmuje decyzję. Czas wracać.
Wyposażony w maleństwo które miało mi dać nowe doznania eksplorując górskie szlaki, ruszam powoli mając po bokach czarną plamę a przed sobą szeroki na kilka metrów i długi na przynajmniej 20m wycinek dnia. Tego inaczej opisać nie można.
Wyłapuje oczami beskidzkie kamienie i rozpędzam się coraz bardziej, niemrawo na początku, jakby nie dowierzają że ja wszystko widzę, z tych wrażeń nawet nie zauważam kiedy docieram do połowy zjazdu. Zatrzymuje się, robie kilka zdjęć, zakładam okulary i ruszam moim ulubionym szlakiem. Żałuje że po drodze ktoś nie stał z aparatem i nie zrobił mi zdjęcia, bo minę jaką miałem ciężko mi opisać słowami, choć bliskie będzie to jak napiszę że czułem się jak dziecko które dostało najwspanialszą zabawkę.
Zjeżdzam z głownego szlaku, gnam przed siebie wąskim singlem, po lewej pionowa ściana do góry, po prawie taka sam w dół, jadę i nie wierzę, przeżywam taką ekstazę chyba już nigdy tej trasy nie pojadę...za dnia.
Minęło kilkanaście minut szalonej jazdy, ląduje przy schronisku już na samym dole, zatrzymuje się aby uspokoić emocje, instynktownie sięgam po licznik...vmax 53km/h, godz 23.01, temp 12' a na twarzy wielkie WOW.
Wracam do domu i zabieram się za pisanie, jest 0:47, a ja ani myślę położyć się spać...
.
- DST 80.00km
- Teren 40.00km
- Czas 04:00
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Świetnie prezentuje się sprzęcik :) Foty kozak ! Nocna jazda to jest jazda ! zwłaszcza w Twoich rejonach :)
Pozdr. sikor4fun-remove - 20:01 poniedziałek, 4 lipca 2011 | linkuj
Pozdr. sikor4fun-remove - 20:01 poniedziałek, 4 lipca 2011 | linkuj
Rewelacja:) Nie ma to jak nocna jazda...
Lampeczka mocno daje. kundello21 - 19:32 sobota, 2 lipca 2011 | linkuj
Lampeczka mocno daje. kundello21 - 19:32 sobota, 2 lipca 2011 | linkuj
Z moich obserwacji tego typu koszyki zbyt dobrze nie trzymają, dlatego zapytałem. Jeśli trzyma, to spoko. :)
Raven - 16:37 wtorek, 28 czerwca 2011 | linkuj
Jeszcze mam pytanko a'propos koszyczka, który dzielnie trzyma bidon Isostara na pierwszym zdjęciu. Dzielnie, bo na postoju. W trakcie jazdy nie gubisz bidonów z tej drucianej konstrukcji?
Raven - 06:03 wtorek, 28 czerwca 2011 | linkuj
wow wypas oswietlenie, wlasnej roboty jak mniemam?
webit - 11:07 poniedziałek, 27 czerwca 2011 | linkuj
Jest FLOW i o to chodzi! Nocą wrażenia z jazdy w terenie się potęgują.
Raven - 07:23 poniedziałek, 27 czerwca 2011 | linkuj
nooo, żeś wyskoczył jak Filip z konopii :) jak zwykle nieprzewidywalny i niezwykły wpis :) niby wypad w rejony niedalekie, a trzyma w napięciu co najmniej jakbyś zjeżdżał z Pilska :P pozdro!
k4r3l - 04:22 poniedziałek, 27 czerwca 2011 | linkuj
Niezły opis - przeżycie musiało być niesamowite. Jestem pod wrażeniem.
WrocNam - 02:41 poniedziałek, 27 czerwca 2011 | linkuj
Nooo... Witamy wśród żywych :) Hmm... na zdjęciach to nie do końca wygląda jak wycinek dnia, no ale pewnie zdjęcia tego nie oddają :]
marusia - 23:44 niedziela, 26 czerwca 2011 | linkuj
super zdjęcia, o tej porze na zjazdach musi być po prostu zajebiście
Swiety - 23:15 niedziela, 26 czerwca 2011 | linkuj
Komentuj