Sobota, 26 listopada 2011
Kategoria Beskidy
Nie byłbym sobą gdyby...
Nie byłbym sobą gdybym nie pojechał przełamać blokady w głowie po upadku z przed 4 miesięcy. Miałem z tymi górami tą jeszcze jedna sprawę do wyjaśnienia ;)
Kończy się sezon, już drugi z kolei wyboisty dla mnie, w zeszłym roku kontuzja kolana przez co późno zacząłem jeździć w tym roku, a kiedy ledwo się rozkręciłem, pękła mi rama, a dwa tygodnie później połamałem się sam.
Między tym wszystkim jednak udało mi się wcisnąć sporo ciekawych tras, można powiedzieć, wliczając lata 2010 i 2011, że Beskidy przejechałem wzdłuż i wszerz, i choć pewnie znajdzie się wiele miejsc których jeszcze nie zwiedziłem, bo zakamarków, ścieżek których nie ma na mapach, jest po prostu zatrzęsienie, to trzeba iść dalej i zamknąć ten rejon i ruszyć na łowy dalej.
W przyszłym roku mam nadzieję że w Beskidach będę już tylko okazjonalnie, tyle pięknych gór czeka na mnie do zdobycia, że po prostu szkoda dnia na powtarzanie Szyndzielni, Skrzycznego czy Baraniej Góry po raz sto dwudziesty piąty.
Dlatego też postanowiłem zebrać w do kupy w całość resztki formy i mimo mrozu i temp poniżej zera ruszyłem jeszcze jeden raz na większą trasę zaliczając co ważniejsze szczyty, ba nawet odkryłem kolejny szlak, co mnie już nie dziwi :)
Oczywiście gdzieś z tyłu głowy kotliły się myśli że muszę wrócić drogą która mnie nie wyszła 4 miesiące temu. A był to taki upierdliwy, kamienisty i naprawdę stromy zjazd na którym się wyłożyłem jak amator który na świeżo kupionym rowerze, jeszcze tego samego dnia ląduje pierwszy raz w górach, bo w praktyce...diabeł nie taki straszny.
Zjazd miał dziś poziom trudności najgorszy z możliwych, bo wszystko było pokryte szronem a gdzie nie gdzie lodem, ale nie mogłem sobie odpuścić, i pomijając może 4-5m odcinek gdzie siedząc tyłkiem już tylnej oponie, z wpijającym się w brzuch siodełkiem, podparłem się kilka razy nogą, to całość, a ta liczyła dobre 100m, przejechałem cało, choć ciepło było w kilku momentach to tym razem się nie zawahałem, a jak już byłem na dole, odwróciłem się by zrobić zdjęcie, to się zaśmiałem z siebie, że ja jednak lama jestem i wtedy to się nie powinno mi przydarzyć ;). Rutyna mnie chyba zgubiła ;)
Na koniec robiło się już ciemno, liczyłem że będzie tak ciemno że ostatnie km fajnych już szutrów pokonam z lampką włączoną, była by to wisienka na torcie.
Zabrakło mi dosłownie może 30min do pełnej ciemności, ale było tak zimno że nie chciałem już czekać i kusić losu.
Tym samym na Beskidach stawiam krzyżyk :)
Teraz czas na czysto treningowe jazdy, może jak pojawi się śnieg i dopisze słoneczna pogoda, zaliczę jeszcze jakąś Kozią dla relaksu ;), ale najprawdopodobniej następny wpis ujrzy światło dzienne w 2012.
Mam nadzieje już w innych górach, na nowej ramie, z nowymi siłami, bez kontuzji, i z nową energią do działania :)
Wojtek
ps. na końcu ciekawy kawałek zespołu który ostatnio pochłaniam w tempie okrutnym a który towarzyszył mi podczas pierwszej części (tej pod górkę ;) ) wycieczki w grajku mp3.
.
Kończy się sezon, już drugi z kolei wyboisty dla mnie, w zeszłym roku kontuzja kolana przez co późno zacząłem jeździć w tym roku, a kiedy ledwo się rozkręciłem, pękła mi rama, a dwa tygodnie później połamałem się sam.
Między tym wszystkim jednak udało mi się wcisnąć sporo ciekawych tras, można powiedzieć, wliczając lata 2010 i 2011, że Beskidy przejechałem wzdłuż i wszerz, i choć pewnie znajdzie się wiele miejsc których jeszcze nie zwiedziłem, bo zakamarków, ścieżek których nie ma na mapach, jest po prostu zatrzęsienie, to trzeba iść dalej i zamknąć ten rejon i ruszyć na łowy dalej.
W przyszłym roku mam nadzieję że w Beskidach będę już tylko okazjonalnie, tyle pięknych gór czeka na mnie do zdobycia, że po prostu szkoda dnia na powtarzanie Szyndzielni, Skrzycznego czy Baraniej Góry po raz sto dwudziesty piąty.
Dlatego też postanowiłem zebrać w do kupy w całość resztki formy i mimo mrozu i temp poniżej zera ruszyłem jeszcze jeden raz na większą trasę zaliczając co ważniejsze szczyty, ba nawet odkryłem kolejny szlak, co mnie już nie dziwi :)
Oczywiście gdzieś z tyłu głowy kotliły się myśli że muszę wrócić drogą która mnie nie wyszła 4 miesiące temu. A był to taki upierdliwy, kamienisty i naprawdę stromy zjazd na którym się wyłożyłem jak amator który na świeżo kupionym rowerze, jeszcze tego samego dnia ląduje pierwszy raz w górach, bo w praktyce...diabeł nie taki straszny.
Zjazd miał dziś poziom trudności najgorszy z możliwych, bo wszystko było pokryte szronem a gdzie nie gdzie lodem, ale nie mogłem sobie odpuścić, i pomijając może 4-5m odcinek gdzie siedząc tyłkiem już tylnej oponie, z wpijającym się w brzuch siodełkiem, podparłem się kilka razy nogą, to całość, a ta liczyła dobre 100m, przejechałem cało, choć ciepło było w kilku momentach to tym razem się nie zawahałem, a jak już byłem na dole, odwróciłem się by zrobić zdjęcie, to się zaśmiałem z siebie, że ja jednak lama jestem i wtedy to się nie powinno mi przydarzyć ;). Rutyna mnie chyba zgubiła ;)
Na koniec robiło się już ciemno, liczyłem że będzie tak ciemno że ostatnie km fajnych już szutrów pokonam z lampką włączoną, była by to wisienka na torcie.
Zabrakło mi dosłownie może 30min do pełnej ciemności, ale było tak zimno że nie chciałem już czekać i kusić losu.
Tym samym na Beskidach stawiam krzyżyk :)
Teraz czas na czysto treningowe jazdy, może jak pojawi się śnieg i dopisze słoneczna pogoda, zaliczę jeszcze jakąś Kozią dla relaksu ;), ale najprawdopodobniej następny wpis ujrzy światło dzienne w 2012.
Mam nadzieje już w innych górach, na nowej ramie, z nowymi siłami, bez kontuzji, i z nową energią do działania :)
Wojtek
ps. na końcu ciekawy kawałek zespołu który ostatnio pochłaniam w tempie okrutnym a który towarzyszył mi podczas pierwszej części (tej pod górkę ;) ) wycieczki w grajku mp3.
Zmrożony Klimczok© feels3
.
- DST 40.00km
- Teren 35.00km
- Czas 02:30
- VAVG 16.00km/h
- Temperatura 0.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
a gdzie to te tereny z fotek??..jakoś nie kojarzę tych terenów..chyba tam nie byłem...bo w kwietniu chcę przyjechac do Bielska bo brakuje mi jeszcze kilka szczytów do zaliczenia..Wielka Czartonia..Równica...Przełęcz Kocierska tam jeszcze pojedyncze sztuki do odstrzelenia :)
sebol - 18:31 poniedziałek, 28 listopada 2011 | linkuj
no no, czyli że mamy się spodziewać relacji z nowych zakątków... fajnie:) ps. ja w tym roku nie zaliczyłem ani Błatniej, ani Klimczoka, ani też Szyndzielni -wstyd :D
k4r3l - 17:03 poniedziałek, 28 listopada 2011 | linkuj
Racja, góry są fajne tak raz na jakiś czas. Ale i tak jeździłbym tam przynajmniej 3 razy w tygodniu:D
kundello21 - 22:42 niedziela, 27 listopada 2011 | linkuj
Pewnie Cie to zdziwi ale mi nizin też czasami brakuje ;)
To jest tak, że gdzie nie rusze to wszędzie pod górkę, jak mieszkałem w Krakowie to było więcej miejsca na turystyczne kręcenie, ot choćby w leniwe niedziele, a tu gdzie się nie ruszysz, ciągle ciężko :) feels3 - 11:47 niedziela, 27 listopada 2011 | linkuj
To jest tak, że gdzie nie rusze to wszędzie pod górkę, jak mieszkałem w Krakowie to było więcej miejsca na turystyczne kręcenie, ot choćby w leniwe niedziele, a tu gdzie się nie ruszysz, ciągle ciężko :) feels3 - 11:47 niedziela, 27 listopada 2011 | linkuj
Fajny tereny, brakuje mi gór, szczególnie, że w tym roku nie byłem .. Pozazdrościć
Jocker - 18:30 sobota, 26 listopada 2011 | linkuj
Fajny tereny, brakuje mi gór, szczególnie, że w tym roku nie byłem .. Pozazdrościć
Jocker - 18:14 sobota, 26 listopada 2011 | linkuj
Komentuj