Sobota, 29 września 2012
Kategoria Beskidy
Ja odpuszczam a ona dalej swoje...
Ten sezon rozpocząłem późno, w połowie lata, mając sporą przerwę od jakiegokolwiek ruchu, spodziewałem się że na początku szybko będą postępy, to normalne, w końcu tak się zasiedziałem, że nawet 3km podjazd na Kozią Górkę był dla mnie niezłym treningiem.
Tygodnie jednak mijają, a ja już dawno postanowiłem że potraktuje ten spóźniony start w tym sezonie jak preludium do przyszłego roku, o którym już intensywnie myślę. Forma zgodnie z oczekiwaniami szybko rosła, chciałem oszczędzić kolana i nie rozpędzać się zbytnio w treningach i systematycznie zwalniałem, z codziennej jazdy przeszedłem do jazdy co drugi dzień aż w końcu teraz jeżdżę 2-3 razy w tygodniu.
Tym większe moje zdziwienie że forma zdaje się rosnąć nawet szybciej.
Dziś pojechałem na Szyndzielnię, zamiast głównym szlakiem z Dębowca, szarpnąłem się na zielony szlak, szło zadziwiająco łatwo, gdzieś w 3/4 wróciłem na czerwony i tam zamiast leniwych 5-7 km/h na początku tego sezonu, jechałem 10-15 i to z zapasem tak dużym że mogłem sobie pozwolić na krótkie szarpnięcie na gładszych odcinkach jeszcze mocniej.
Nic z tego przyznam nie pojmuję, jedyne co mi przychodzi do głowy, to to że forma to rodzaj żeński, nic dziwnego że jest niezrozumiała i skomplikowana ;-)
Z powrotem na zjeździe na poprzecznej belce minimalnie skrzywiłem obręcz w tylnym kole, chciałem nad nią przeskoczyć, przydusiłem zawieszenie i liczyłem że wykorzystam szybką dekompresję do podciągnięcia bike'a do góry, ale nie trafiłem z odległością i oba amory pełne ugięcie osiągnęły akurat w momencie przejazdu nad belką, huknęło zdrowo, o dziwo bez snake'a, a przecież ja mam dentki, 1,5 bara i ponad 80kg żywego mięsa :P
Tygodnie jednak mijają, a ja już dawno postanowiłem że potraktuje ten spóźniony start w tym sezonie jak preludium do przyszłego roku, o którym już intensywnie myślę. Forma zgodnie z oczekiwaniami szybko rosła, chciałem oszczędzić kolana i nie rozpędzać się zbytnio w treningach i systematycznie zwalniałem, z codziennej jazdy przeszedłem do jazdy co drugi dzień aż w końcu teraz jeżdżę 2-3 razy w tygodniu.
Tym większe moje zdziwienie że forma zdaje się rosnąć nawet szybciej.
Dziś pojechałem na Szyndzielnię, zamiast głównym szlakiem z Dębowca, szarpnąłem się na zielony szlak, szło zadziwiająco łatwo, gdzieś w 3/4 wróciłem na czerwony i tam zamiast leniwych 5-7 km/h na początku tego sezonu, jechałem 10-15 i to z zapasem tak dużym że mogłem sobie pozwolić na krótkie szarpnięcie na gładszych odcinkach jeszcze mocniej.
Nic z tego przyznam nie pojmuję, jedyne co mi przychodzi do głowy, to to że forma to rodzaj żeński, nic dziwnego że jest niezrozumiała i skomplikowana ;-)
Z powrotem na zjeździe na poprzecznej belce minimalnie skrzywiłem obręcz w tylnym kole, chciałem nad nią przeskoczyć, przydusiłem zawieszenie i liczyłem że wykorzystam szybką dekompresję do podciągnięcia bike'a do góry, ale nie trafiłem z odległością i oba amory pełne ugięcie osiągnęły akurat w momencie przejazdu nad belką, huknęło zdrowo, o dziwo bez snake'a, a przecież ja mam dentki, 1,5 bara i ponad 80kg żywego mięsa :P
- DST 30.00km
- Teren 20.00km
- Czas 01:30
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Szalejesz, czyżbym przesadzał jeżdżąc po górach z prawie 3 barami? :D Dziś trochę spuściłem przed wjazdem w teren i chyba lepiej było :)
k4r3l - 19:48 niedziela, 30 września 2012 | linkuj
Komentuj