Wpisy archiwalne w kategorii
Beskidy
Dystans całkowity: | 4434.00 km (w terenie 1771.00 km; 39.94%) |
Czas w ruchu: | 258:09 |
Średnia prędkość: | 15.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3500 m |
Liczba aktywności: | 122 |
Średnio na aktywność: | 36.34 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Środa, 5 maja 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Głupi ma szczęście...albo i nie.
W dzisiejszym odcinku będzie o braku odpowiedzialności, pechu, szczęściu również, o głupocie i hartu ducha, i psia krew...trudnej pogodzie, ale i o zadowoleniu pod koniec dnia.
Miałem to ja wybrać się dziś na długą i spokojną jazdę, jutro mam trudny dzień, chciałem zostać z myślami sam, wybrałem sobie długą trasę, asfalty żeby nie trzeba było się koncentrować na jeździe zbytnio i pojechałem.
Pomijam fakt, że tak czysto treningowo, czas najwyższy zwiększyć dystanse i przyzwyczajać się stopniowo do obciążenia, choćby takiego jakie jest na maratonach, a przecież, ja choć kilka ostatnich, ale chciałbym w tym roku zaliczyć.
Wyjechałem z Bielska w kierunku Wapienicy, by dalej kierować się na Skoczów, odbiłem na, no właśnie, na Brenną, a miało być na Wisłę i Ustroń, jechałem dalej bo wiedziałem że to tuż obok i na pewno gdzieś odbije i będę tam gdzie chciałem.
Gnałem tak przed siebie już ładnych parę kilometrów, okolice znajome wiedziałem że w miarę dobrze jadę i klaps, syk, strzał, szum i szorowanie. Co to? No jak to co, kapeć moi drodzy. Kapeć, kapciowi nie równy, bo ten cholera nie miał zapasu! Dobrze, że w okolicy nie było dzieci żadnych bo zły bym dał przykład ucząc ich całej gamy łacińskich słów, no ale ciężko mi było się uspokoić, bo w myśl zasady, jadę się wyłączyć od wszystkich nie wziąłem niczego, nie tylko dętki, nawet jednej polskiej złotówki, ani dokumentów ani telefonu. Więc wyobraźcie sobie co czułem kiedy byłem ok 40 km od domu dokładnie w połowie drogi, i czekała mnie perspektywa pchania tego żelastwa przez hmmm 8-10 godzin?!
Kto by mnie z rowerem na stopa wziął?
To było właśnie o głupocie i braku odpowiedzialności i braku rozumu.
A zapytacie gdzie tu szczęście pewnie co?
Bo widzicie zatrzymałem się 20m obok jedynego w tej dziurze wulkanizatora, czynnego jeszcze kilka minut. No nie wyobrażacie sobie jakie to uczucie kiedy ma się świadomość że do domu wrócę raptem za 2 godziny.
Faceta wziąłem pod włos, bo ani grosza przy sobie nie miałem, ale trafiłem na równego gościa, obiecałem że oddam za naprawę jak będę przejeżdżał następnym razem.
No ale to nie koniec przygód był, bo postanowiłem kontynuować wyprawę, nie byłem tak zmordowany jak sobie tego życzyłem.
Pojechałem szukać swojego Ustronia, pytając kolejnych lokales, o kierunek Ustroń i Szczyrk, wszyscy mnie kierowali przed siebie i dotarłem, tak prosto na żółty szlak na Przełęcz Karkoszczonkę, szlak mnie trafił po raz drugi, bo te tereny to ja znam i wiedziałem w tym momencie że to kompletnie nie ta droga której szukam, niestety robiło się już późno i musiałem szybko podjąć decyzję, i podjąłem, złą jak się później okazało, bo po próbie wjechania na przełęcz, przez gęste błoto się skończyło. Zmarnowałem mnóstwo sił, byłem cały z błota, i do tego zaczął padać deszcz. W zasadzie to trzeba było napisać, że zaczęło solidnie lać, nie było już miejsca na kolejne głupie akcje, a dziś nie miałem szczęścia, wybrałem coś czego bardzo nie lubię nie robić, czyli trasę powrotną po tym samym odcinku. No cóż, przynajmniej szczęśliwie piszę ten wpis do bloga a i przecież nie jest 3 nad ranem tylko 21 :)
Ale prawdę mówiąc osiągnąłem swoje, konam ze zmęczenia, tempo sobie narzuciłem, pstryknąłem parę zdjęć, jestem pozytywnie zmęczony a o to mi chodziło.
Pozdrower.
Miałem to ja wybrać się dziś na długą i spokojną jazdę, jutro mam trudny dzień, chciałem zostać z myślami sam, wybrałem sobie długą trasę, asfalty żeby nie trzeba było się koncentrować na jeździe zbytnio i pojechałem.
Pomijam fakt, że tak czysto treningowo, czas najwyższy zwiększyć dystanse i przyzwyczajać się stopniowo do obciążenia, choćby takiego jakie jest na maratonach, a przecież, ja choć kilka ostatnich, ale chciałbym w tym roku zaliczyć.
Wyjechałem z Bielska w kierunku Wapienicy, by dalej kierować się na Skoczów, odbiłem na, no właśnie, na Brenną, a miało być na Wisłę i Ustroń, jechałem dalej bo wiedziałem że to tuż obok i na pewno gdzieś odbije i będę tam gdzie chciałem.
Gnałem tak przed siebie już ładnych parę kilometrów, okolice znajome wiedziałem że w miarę dobrze jadę i klaps, syk, strzał, szum i szorowanie. Co to? No jak to co, kapeć moi drodzy. Kapeć, kapciowi nie równy, bo ten cholera nie miał zapasu! Dobrze, że w okolicy nie było dzieci żadnych bo zły bym dał przykład ucząc ich całej gamy łacińskich słów, no ale ciężko mi było się uspokoić, bo w myśl zasady, jadę się wyłączyć od wszystkich nie wziąłem niczego, nie tylko dętki, nawet jednej polskiej złotówki, ani dokumentów ani telefonu. Więc wyobraźcie sobie co czułem kiedy byłem ok 40 km od domu dokładnie w połowie drogi, i czekała mnie perspektywa pchania tego żelastwa przez hmmm 8-10 godzin?!
Kto by mnie z rowerem na stopa wziął?
To było właśnie o głupocie i braku odpowiedzialności i braku rozumu.
A zapytacie gdzie tu szczęście pewnie co?
Bo widzicie zatrzymałem się 20m obok jedynego w tej dziurze wulkanizatora, czynnego jeszcze kilka minut. No nie wyobrażacie sobie jakie to uczucie kiedy ma się świadomość że do domu wrócę raptem za 2 godziny.
Faceta wziąłem pod włos, bo ani grosza przy sobie nie miałem, ale trafiłem na równego gościa, obiecałem że oddam za naprawę jak będę przejeżdżał następnym razem.
No ale to nie koniec przygód był, bo postanowiłem kontynuować wyprawę, nie byłem tak zmordowany jak sobie tego życzyłem.
Pojechałem szukać swojego Ustronia, pytając kolejnych lokales, o kierunek Ustroń i Szczyrk, wszyscy mnie kierowali przed siebie i dotarłem, tak prosto na żółty szlak na Przełęcz Karkoszczonkę, szlak mnie trafił po raz drugi, bo te tereny to ja znam i wiedziałem w tym momencie że to kompletnie nie ta droga której szukam, niestety robiło się już późno i musiałem szybko podjąć decyzję, i podjąłem, złą jak się później okazało, bo po próbie wjechania na przełęcz, przez gęste błoto się skończyło. Zmarnowałem mnóstwo sił, byłem cały z błota, i do tego zaczął padać deszcz. W zasadzie to trzeba było napisać, że zaczęło solidnie lać, nie było już miejsca na kolejne głupie akcje, a dziś nie miałem szczęścia, wybrałem coś czego bardzo nie lubię nie robić, czyli trasę powrotną po tym samym odcinku. No cóż, przynajmniej szczęśliwie piszę ten wpis do bloga a i przecież nie jest 3 nad ranem tylko 21 :)
Ale prawdę mówiąc osiągnąłem swoje, konam ze zmęczenia, tempo sobie narzuciłem, pstryknąłem parę zdjęć, jestem pozytywnie zmęczony a o to mi chodziło.
Pozdrower.
- DST 83.00km
- Teren 3.00km
- Czas 04:00
- VAVG 20.75km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 maja 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, nocna jazda
Ku słońcu - again
Kolejna relaksacyjna jazda, tak jak poprzednio chciałem zdążyć na zachód słońca i tak sobie wyliczyłem żeby zdążyć.
Wybór padł na kamieniołom w Kozach, nie było mnie tam dawno, więc postanowiłem odwiedzić te strony, następnym razem muszę poznać bliżej te tereny, jest tam wiele ukrytych ścieżek.
Jechałem zgodnie z planem obserwując co raz niżej świecące słońce, i rach ciach trafia mi się telefon, i to bardzo ważny, ani śmiem przerywać :), ale słońce zachodzi, po sporej rozmowie co sił w nogach gnałem nadrabiając cenne sekundy, zdążyłem w samą porę, posiedziałem chwilę, nacieszyłem się widokami i gorącym niemal letnim wieczorem wróciłem przez centrum do domu.
Wybór padł na kamieniołom w Kozach, nie było mnie tam dawno, więc postanowiłem odwiedzić te strony, następnym razem muszę poznać bliżej te tereny, jest tam wiele ukrytych ścieżek.
Jechałem zgodnie z planem obserwując co raz niżej świecące słońce, i rach ciach trafia mi się telefon, i to bardzo ważny, ani śmiem przerywać :), ale słońce zachodzi, po sporej rozmowie co sił w nogach gnałem nadrabiając cenne sekundy, zdążyłem w samą porę, posiedziałem chwilę, nacieszyłem się widokami i gorącym niemal letnim wieczorem wróciłem przez centrum do domu.
- DST 37.00km
- Teren 5.00km
- Czas 02:12
- VAVG 16.82km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Na Szyndzielnię przez Kozią
Trip samotny, szybki i bez z aparatu.
Chciałem pojechać takie swoje 100% na krótkiej trasie.
Pojechałem na Kozią Górkę dalej zielonym szlakiem w stronę Szyndzielni, ale w połowie drogi skręciłem w prawo na Olszówkę i wylądowałem pod Dębowcem.
Dalej na Szyndzielnię i tutaj podbiłem swoje tempo, byłem już rozgrzany i o dziwo wyprzedzałem pod górkę wszystkich niedzielnych rowerzystów, dość szybko zaczynam się adaptować do wysiłku po tej długiej przerwie i każdy kolejny wyjazd jest wyraźnie swobodniejszy od poprzedniego.
Najważniejsze udało mi się utrzymać niezłe tempo aż na samą górę.
Później chwila odpoczynku i zjazd bocznymi ścieżkami na Dębowiec.
Chciałem trochę przyspieszyć, ale jak mi się patyk wplątał między szprychy w przednim kole to szybko zwolniłem, szczęśliwie patyk jak w sekundę w nie wleciał tak szybko wyleciał, a już oczami wyobraźni widziałem piękne OTB, dalej już bezpiecznie do celu, chwila oddechu i do domu.
Po powrocie do domu zauważyłem że jestem cały z soli, tzn że dałem z siebie naprawdę dużo :)
Rowerzystów wszelakiej maści zapraszam ponownie na wspólny wypad w góry.
Szczegóły tutaj:
http://feels3.bikestats.pl/index.php?did=280897
.
Chciałem pojechać takie swoje 100% na krótkiej trasie.
Pojechałem na Kozią Górkę dalej zielonym szlakiem w stronę Szyndzielni, ale w połowie drogi skręciłem w prawo na Olszówkę i wylądowałem pod Dębowcem.
Dalej na Szyndzielnię i tutaj podbiłem swoje tempo, byłem już rozgrzany i o dziwo wyprzedzałem pod górkę wszystkich niedzielnych rowerzystów, dość szybko zaczynam się adaptować do wysiłku po tej długiej przerwie i każdy kolejny wyjazd jest wyraźnie swobodniejszy od poprzedniego.
Najważniejsze udało mi się utrzymać niezłe tempo aż na samą górę.
Później chwila odpoczynku i zjazd bocznymi ścieżkami na Dębowiec.
Chciałem trochę przyspieszyć, ale jak mi się patyk wplątał między szprychy w przednim kole to szybko zwolniłem, szczęśliwie patyk jak w sekundę w nie wleciał tak szybko wyleciał, a już oczami wyobraźni widziałem piękne OTB, dalej już bezpiecznie do celu, chwila oddechu i do domu.
Po powrocie do domu zauważyłem że jestem cały z soli, tzn że dałem z siebie naprawdę dużo :)
Rowerzystów wszelakiej maści zapraszam ponownie na wspólny wypad w góry.
Szczegóły tutaj:
http://feels3.bikestats.pl/index.php?did=280897
.
- DST 23.00km
- Teren 18.00km
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Zielonym szlakiem przez zielony las
Wycieczka po lesie
- DST 20.00km
- Teren 12.00km
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Aktywna regeneracja
10km lekko w terenie.
- DST 10.00km
- Teren 10.00km
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Mafia z Rzeszowa w Bielsku stage V :P
Piąty i ostatni dzień maratonu górskiego z Sebastianem. Trzeba przyznać że nasyciłem się jazdą po pachy.
W sobotę był kryzys, nie sądziłem że dam radę dalej, ale dziś we wtorek jest już ok, tylko nie mam już kompletnie w nogach sił, po za tym ok :).
Najważniejsze że zaliczyliśmy kawał górek i wycisnęliśmy z pogody wszystko, co się dało.
Dziś też mniej czasu, więc tylko popołudniowa krótka jazda.
Pojechaliśmy na Magurkę Wilkowickę, pstrykaliśmy fajne foty i zjechaliśmy na dół, z małą przerwą na zmianę dętki, snejk w wykonaniu Sebastiana po raz drugi.
Zjeżdżaliśmy już spokojnie, w postanowieniu że ostatniego dnia lepiej losu nie kusić i dojechać cało do domu :)
To były ciężkie 235km, ale co wjechaliśmy i zobaczyliśmy, to nasze :)
Było młodzieżowo i z przytupem, a teraz wybaczcie, ale muszę odpocząć :D :P
W sobotę był kryzys, nie sądziłem że dam radę dalej, ale dziś we wtorek jest już ok, tylko nie mam już kompletnie w nogach sił, po za tym ok :).
Najważniejsze że zaliczyliśmy kawał górek i wycisnęliśmy z pogody wszystko, co się dało.
Dziś też mniej czasu, więc tylko popołudniowa krótka jazda.
Pojechaliśmy na Magurkę Wilkowickę, pstrykaliśmy fajne foty i zjechaliśmy na dół, z małą przerwą na zmianę dętki, snejk w wykonaniu Sebastiana po raz drugi.
Zjeżdżaliśmy już spokojnie, w postanowieniu że ostatniego dnia lepiej losu nie kusić i dojechać cało do domu :)
To były ciężkie 235km, ale co wjechaliśmy i zobaczyliśmy, to nasze :)
Było młodzieżowo i z przytupem, a teraz wybaczcie, ale muszę odpocząć :D :P
- DST 18.00km
- Teren 14.00km
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Mafia z Rzeszowa w Bielsku stage IV :P
Stage IV z Sebastianem.
Dziś ja miałem mało czasu, ale chciałem chwilę pokręcić, więc pojechaliśmy na Kozią Górkę, wspinaczka bardzo szybko, kilka zdjęć, chwila oddechu na górze i powrót starym zniszczonym torem saneczkowym, fajny choć krótki odcinek w dół po korzeniach i kamieniach i chwila w cygańskim lesie, ot relaks w porównaniu do poprzednich trzech dni. Sebastian poleciał dalej na wapienicę.
Prawdę mówiąc nawet mając czas dziś już bym tak dużej trasy nie uciągnął :)
To był konkretny weekend, dla wrażeń wzrokowych, ale i dla nóg :)
Jutro mamy jeszcze jeden mały cel, jak pogoda dopisze na zakończenie tego małego maratonu :P
Dziś ja miałem mało czasu, ale chciałem chwilę pokręcić, więc pojechaliśmy na Kozią Górkę, wspinaczka bardzo szybko, kilka zdjęć, chwila oddechu na górze i powrót starym zniszczonym torem saneczkowym, fajny choć krótki odcinek w dół po korzeniach i kamieniach i chwila w cygańskim lesie, ot relaks w porównaniu do poprzednich trzech dni. Sebastian poleciał dalej na wapienicę.
Prawdę mówiąc nawet mając czas dziś już bym tak dużej trasy nie uciągnął :)
To był konkretny weekend, dla wrażeń wzrokowych, ale i dla nóg :)
Jutro mamy jeszcze jeden mały cel, jak pogoda dopisze na zakończenie tego małego maratonu :P
- DST 7.00km
- Teren 7.00km
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Mafia z Rzeszowa w Bielsku stage III :P
Dziś trzeci dzień zmagań z Sebastianem, tym razem padło na teren.
Po wczorajszym dniu myślałem, że dziś już nie udźwignę anie jednego kilometra, ale okazało się było nawet lepiej, choć trochę dziś oszukał nas teren, jednak przy wspinaczce po kamienistych trasach Beskidów trudniej jest uciec szybszemu. Wąskie single też wymagały trochę gimnastyki, a po za tym tak naprawdę to chyba widoki dziś nie pozwalały jechać nieustannie tylko ciągle prowokowały nad do zdjęć i oglądania, na tych postojach korzystałem ile mogłem :P
Było konkretnie, z małymi przygodami, sporo ludzi na trasie, super pogoda i rewelacyjna trasa, cel był Barania Góra, ale brakło czasu i zostało "tylko" Skrzyczne :)
Trasa: Dębowiec -> Szyndzielnia -> Klimczok -> Przełęcz Karkoszczonka -> Salmpolol -> Malinowa Skała -> Skrzyczne -> Szczyrk -> Bielsko-Biała -> Lotnisko -> dom :)
uff :D
Po wczorajszym dniu myślałem, że dziś już nie udźwignę anie jednego kilometra, ale okazało się było nawet lepiej, choć trochę dziś oszukał nas teren, jednak przy wspinaczce po kamienistych trasach Beskidów trudniej jest uciec szybszemu. Wąskie single też wymagały trochę gimnastyki, a po za tym tak naprawdę to chyba widoki dziś nie pozwalały jechać nieustannie tylko ciągle prowokowały nad do zdjęć i oglądania, na tych postojach korzystałem ile mogłem :P
Było konkretnie, z małymi przygodami, sporo ludzi na trasie, super pogoda i rewelacyjna trasa, cel był Barania Góra, ale brakło czasu i zostało "tylko" Skrzyczne :)
Trasa: Dębowiec -> Szyndzielnia -> Klimczok -> Przełęcz Karkoszczonka -> Salmpolol -> Malinowa Skała -> Skrzyczne -> Szczyrk -> Bielsko-Biała -> Lotnisko -> dom :)
uff :D
- DST 66.00km
- Teren 40.00km
- Czas 05:16
- VAVG 12.53km/h
- VMAX 57.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Mafia z Rzeszowa w Bielsku stage II :P
Umarłem dziś, odcięło mi prąd. Ależ jak mam zaległości :P
Skracając relację powiem tylko tyle, na Przegibek postanowiliśmy wjechać każdy swoim tempem, 18 min straty do Sebastiana ;), owszem można to trochę tłumaczyć tym że ja ostatnie 4 miesiące nic nie robiłem, ale to był pogrom.
Ale pomijając tempo, dzisiejszy trip był bardzo udany, sporo tego było, kilka ciekawych miejsc zobaczyliśmy min: Przegibek, Międzybrodzie, Góra Żar, Kozubnik, Trzy Lipki, miał być jeszcze tor saneczkowy na Koziej Górce, ale tuż przed już nie mogłem kręcić korbą. Nie, nie, nie była popsuta :P
Pogoda znów dopisała, a asfalty okazały się naprawdę przyjemne, jednak jazda w towarzystwie to zupełnie co innego, więc jestem zadowolony, boję się tylko jutrzejszego dnia, mamy cel ambitny, chyba aż za bardzo, ale spróbujemy :)
Skracając relację powiem tylko tyle, na Przegibek postanowiliśmy wjechać każdy swoim tempem, 18 min straty do Sebastiana ;), owszem można to trochę tłumaczyć tym że ja ostatnie 4 miesiące nic nie robiłem, ale to był pogrom.
Ale pomijając tempo, dzisiejszy trip był bardzo udany, sporo tego było, kilka ciekawych miejsc zobaczyliśmy min: Przegibek, Międzybrodzie, Góra Żar, Kozubnik, Trzy Lipki, miał być jeszcze tor saneczkowy na Koziej Górce, ale tuż przed już nie mogłem kręcić korbą. Nie, nie, nie była popsuta :P
Pogoda znów dopisała, a asfalty okazały się naprawdę przyjemne, jednak jazda w towarzystwie to zupełnie co innego, więc jestem zadowolony, boję się tylko jutrzejszego dnia, mamy cel ambitny, chyba aż za bardzo, ale spróbujemy :)
- DST 88.00km
- Czas 05:16
- VAVG 16.71km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 16 kwietnia 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Mafia z Rzeszowa w Bielsku stage I :P
Sebastian to jeden z ludzi, którzy słowa zamieniają w czyny więc jak obiecał tak zrobił i odwiedził moje strony :)
Pogoda jak na zamówienie, po cało tygodniowym deszczu dziś dosłownie w kilka chwil wyszło słońce i trzymało do końca dnia, Sebastian mówi że pogodę przywiózł ze sobą, i bardzo dobrze, bo trzeba się brać do roboty i jeździć, bo zaległości ogromne, dziś może nie było szału, tempo ok, ale kto z nas obu ma jeszcze zapas to dobrze wiemy :P .
Powiem tyle, muszę mocno trenować, dyplomatycznie chciałem zrzucić różnicę na podjazdach na ciężkie (700g) opony, ale no sami wiecie :D.
Tak czy inaczej dziś za poznawczo miało być i tak też było.
Trasa: Bielsko -> Szczyrk -> Orle Gniazdo (+kawałek fajnym podjazdem w stronę Klimczoka) -> Szczyrk -> Bielsko
Pogoda jak na zamówienie, po cało tygodniowym deszczu dziś dosłownie w kilka chwil wyszło słońce i trzymało do końca dnia, Sebastian mówi że pogodę przywiózł ze sobą, i bardzo dobrze, bo trzeba się brać do roboty i jeździć, bo zaległości ogromne, dziś może nie było szału, tempo ok, ale kto z nas obu ma jeszcze zapas to dobrze wiemy :P .
Powiem tyle, muszę mocno trenować, dyplomatycznie chciałem zrzucić różnicę na podjazdach na ciężkie (700g) opony, ale no sami wiecie :D.
Tak czy inaczej dziś za poznawczo miało być i tak też było.
Trasa: Bielsko -> Szczyrk -> Orle Gniazdo (+kawałek fajnym podjazdem w stronę Klimczoka) -> Szczyrk -> Bielsko
- DST 56.00km
- Teren 2.00km
- Czas 03:13
- VAVG 17.41km/h
- VMAX 57.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze