Informacje

  • Wszystkie kilometry: 7070.90 km
  • Km w terenie: 2114.00 km (29.90%)
  • Czas na rowerze: 16d 02h 21m
  • Prędkość średnia: 15.92 km/h
  • Suma w górę: 3500 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy feels3.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 12 stycznia 2013 Kategoria Beskidy, zima

Za płoty drugie koty.

Warunki są, jedziemy dalej, a jeśli dalej takie będą to najbliższe 2-3tyg codziennie po 1-2h na górę i z powrotem, ot taki plan ;-)

Śnieg ubity w miarę, ale przyczepność w drodze na Kozią Górkę, no, na styku. Ciśnienie ~ 0,5 bara, niżej nie zejdę :)

Z górki wesoło, choć dziś bez gleby :)








  • DST 8.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 8.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 stycznia 2013 Kategoria Beskidy, zima

Za płoty pierwsze koty.

W końcu zima wróciła, popędziłem na Szyndzielnię, ale śniegu było za dużo i dojechałem tylko do połowy, wspinało się przyjemnie choć na mrozie ciężko wkręcić się obroty, płuca zatyka, za to z górki było wesoło, prowokowałem trochę glebę na tym puchu, nie udało się, za to wyłożyłem się blisko domu na asfalcie...

Taka ci historia ;-)



  • DST 20.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 13.33km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 grudnia 2012 Kategoria Bielsko i okolice

Zimo! Wróć!

Zimo...Dziś piękność twą w całej ozdobie, widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Zimo...wróć!

Nie wiadomo czy to wczesna wiosna, czy późna jesień, nie wiadomo czy biegać, czy jeździć na rowerze, co robić, robić ;-)

Po świętach męczę się niemiłosiernie, dodatkowy balast nie ułatwia sprawy, ale ciesze się że nie spasowałem całkowicie, powoli, bo powoli ale coś się dzieje, teraz czas na poważniejsze podkręcenie tempa i przyłożenie się do pracy nad formą.

To mówiłem ja, biker z południa.
Widzimy się w 2013! Wszystkiego dobrego!

Salut.
W.
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 grudnia 2012 Kategoria Bielsko i okolice

Zwykły, monotonny, bez przygód, wpis rowerowy.

Zaawansowany program treningowy oraz moi wybitni doradzcy zmusili mnie aby wsią,,,wsiadno, wejś..., no, abym wyszedł z domu na rower.
Plan treningowy był górnych lotów, z wysokiej półki, najwyższej klasy po prostu, zakładał jazdę z wysokim tętnem.

Ponieważ przed wyjściem objadłem się ciastem, ciężko mi było wejść na obroty, aż w końcu przez drogę tuż przedmną wyobraźcie sobie przeleciała

mi wiewiórka, tętno tak mi wysoko skoczyło, że trening uznałem za udany a plan za zrealizowany.

W drodze powrotnej pojechałem po bułki, a bułki dobre są, każdy to wie!

ps. robiłem też zdjęcia, ale klisza mi się naświetliła...


Salut
W.
  • DST 15.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 15.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 grudnia 2012 Kategoria Beskidy, zima

Minus piętnaście.

Silna wola, determinacja i motywacja to moja mocna strona pod warunkiem że słodko śpię. W pozostałych godzinach wystawiany co dziennie na próbę, pękam :D

Tak było i tym razem, dałem się namówić na rower, choć miałem już nie jeździć, ale pogoda była naprawdę kusząca, ostatecznie z rowerowej ustawki wyszły nici, ale ja już myślami byłem w górach...a silną wolę zamknąłem w piwnicy ;/

Było raczej krótko, bo pierwszy wypad, nie wiedziałem czego się spodziewać, ale bardzo pozytywnie, w górach przy takim mrozie, ludzi więcej na szlakach niż niż na mieście, nawet bikerów spotkałem pod schroniskiem. Termos z gorącą kawą (a jakże :D ) dbał żebym się nie wyziębił, a w radiu trąbili, że odczuwalna, minus piętnaście, taaa, może jak się stoi w słońcu, z górki jak jechałem to mi łzy zamarzały :D , ale zabawa przednia, ciśnienie poniżej 1 bara, amorki, sag na minimum, w nogach kontrola trakcji, w dłoniach abs i póki co bez gleby.

Na szczycie naszły mnie takie refleksje i przypomniałem sobie jak parę lat temu...no dobra, trochę więcej lat temu, bo byłem wtedy kajtkiem chodzącym do podstawówki...rodzice postanowili wyprowadzić się z Sosnowca do Bielska, bo mieli dość tamtego powietrza, dziś patrzę na Bielsko z góry i ciemność widzę, ciemność ;/, generalnie mało zabawny widok.

Ale co tam, spodobało mi się i coś czuję że bieganie będę przeplatał rowerem.

Salut
W.










  • DST 8.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 12.00km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 grudnia 2012 Kategoria bez roweru

Podsumowania nie będzie.

Nie ma i nie będzie, bo jak to mówią, co było a nie jest, nie piszę się w rejestr :P

Tymczasem śnieg w końcu spadł i biega się dużo lepiej, czekam na weekend, jak jeszcze trochę dosypie, to będzie bieganie po górach :-)

Salut.
W.


ps. dziś szef kuchni poleca soundtrack z Incepcji, Hans Zimmer - Time.
Polecam zresztą cały soundtrack.

  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 listopada 2012 Kategoria bez roweru

Kofeinowe uzależnienie

Źle się dzieje moi drodzy, źle się dzieje.
Na mojego bloga wracają wpisy nie rowerowe, wybaczcie.
Ale to nie wszystko, być może wrócą również statystyki...wybaczycie?

Najgorsze jednak zostawiam na koniec...stwierdziłem że jestem uzależniony od kofeiny. Opierałem się temu dość długo, ale w końcu przyszedł dzień kiedy musiałem powiedzieć sobie wprost, Wojtek, Ty się musisz leczyć, ta kawa kiedyś cię zabije.

Zaczęło się od kawy, kawusi, do ciastka, w niedzielę, wiecie, taki rytuał.
Filiżanka, śmietanka, szmery-bajery, tak dla towarzystwa...
...skończyło się na tym że rano kawa to mój pierwszy napój, a wieczorem ostatni.

Próbowałem robić przerwy, pokazać sobie że dam radę, ale po tygodniu nie picia kawy zazwyczaj pękałem. Najzabawniejsze jest to że ja po kawie, autentycznie zasypiam.

Czy jest dla mnie jakiś ratunek? :D

Szczęśliwie inne nałogi zajmują mi również dużo miejsca w życiu i tak oto zacząłem przygotowania do następnego sezonu.
Po raz pierwszy mam za sobą sezon bez kontuzji i w końcu mogę normalnie myśleć o formie na przyszły rok.

Rower odstawiony, więc skupiam się na bieganiu, pływaniu i siłowni. Czekam tylko na zimę i porządny śnieg. Po białym puchu w górach biega się super, obecna pogoda jakoś nie dodaje motywacji do działania ;-)

Nie ma zdjęć z wypraw ale znów będzie coś na wesoło, no i z muzyką :-)
Ostatnio wsłuchuje się w The Pixies, dawno tego nie słuchałem, kapitalna muza.

W.




  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 listopada 2012 Kategoria Bielsko i okolice, z ekpiką

Trup na koniec sezonu

Mijałem się z Kubą i mijałem, koniec sezonu dla mnie się zbliżał i nie nastawiałem się już na żadne integracje bikestats'owe ;-) , rower umyłem i przygotowałem go do przejścia na emeryturę, nowy już się "robi", myślami byłe już na przerwie sezonowej, a tu niespodziewanie wieczorem Kuba zmotywowałem mnie do jeszcze jednej jazdy.

Długo się nie zastanawiałem, bo ja w tym sezonie zacząłem od połowy lata, więc daleko mi do zmęczenia materiału, (co innego moja rama hehe) więc koniec końców dziś z samego rana stawiłem się na lotnisku.

Na lotnisku stawił się oprócz Kuby, również Paweł, ale nie sam, bo w towarzystwie niezwykle pięknej i uroczej młodej damy.

Ta drobnej budowy o blond włosach i niebieskich oczach dziewczyna siedziała w foteliku zamontowanym do ramy :-)
Wiadomo, córce się nie odmawia :-)

To wprawdzie zredukowało nasze plany i zamiast Skrzycznego, pokonaliśmy dziś spory kawałek asfaltowych dróg. Pojechaliśmy nad jezioro goczałkowickie, chłopaki się nie oszczędzali, zresztą ja też, i nie rzadko trzymaliśmy tempo na poziomie 40km/h, sporadycznie ktoś próbował się urwać ale bezskutecznie :P

Może to nie to samo co singiel na Skrzycznym, ale przynajmniej mogliśmy spokojnie pogadać, a że było wesoło, to koniec końców trzeba przyznać, trip bardzo udany.

Jedyny minus taki że osobnik sztuków jeden umarł w drodze powrotnej i próby reanimacji redbullami i kebabami nie wiele pomogły.

Mowa oczywiście o mej skromnej osobie, która dała z siebie chyba za dużo w pierwszej połowie wycieczki, no i wyszło też to że ja w tym sezonie bardzo krótkie trasy robię.
No nic to, bywa :) . Było to całkiem zabawne uczucie, bo prąd odcięło po prostu w jednym momencie, w drodze powrotnej, nagle, jadąc blisko 40km/h, jakby ktoś hamulec włączył...35...30...25...20km/h i ani ułamka siły aby przyspieszyć, dopiero po jakimś czasie się zorientowali że im kolega został ;/
Dobrze że było to pod koniec trasy.

Tymczasem, rower znów czeka myjka(pogoda nas dziś nie oszczędzała), i powoli czas wysłać go na zasłużoną emeryturę, a mnie na obowiązkową miesięczną przerwę!

Salut!
W.

  • DST 80.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 22.86km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 października 2012 Kategoria Bielsko i okolice

W tym szaleństwie jest metoda.

Raz na sezon zdarza mi się taka wycieczka, której długo nie zapominam, do której dochodzi spontanicznie, zwykle kiedy jestem na głodzie rowerowym, patrząc wstecz, zazwyczaj jesienią, w czasie takiej trasy do połowy świetnie się bawię, w drodze powrotnej przeklinam na samego siebie, do domu żywego doprowadzają mnie zazwyczaj już tylko siły mentalne, bynajmniej nie w nogach, a ostatnie km upływają mi na myśleniu o gorącym prysznicu, ciepłym posiłku, leżeniu do góry brzuchem.

Tak było dwa lata temu, kiedy wstałem rano i poleciałem sobie zdobyć Babią Górę, o tym że się szarpnąłem ponad siły z dystansem dowiedziałem jak byłem w połowie drogi...już na szczycie Babiej, tyłek uratował mi niezwykle gościnny mieszkaniec tamtejszych gór, poczęstował obiadem, dobrym piwem i uchronił mnie od ówczesnego ogromnego upału. Tydzień czasu dochodziłem do siebie, tak byłem wyczerpany.

Rok temu zamarzył mi się Wielki Kryvań w Terchovej...pomijając drogą do celu, powrót, również w upale, ratowała mi płynąca przy drodze niemal na całej długości trasy rzeka, do której wsadzałem głowę żeby się schłodzić.
Do tego goniłem na ostatni pociąg do Bielska...na miejscu w Zwardoniu, wsiadłem do pociągu, rzuciłem rower na podłogę, wypluwając płuca, siadłem na siedzeniu i ten skubaniec właśnie ruszył. Znów tydzień dochodziłem do siebie.

Tym razem nie wybrałem sobie żadnego celu na miarę poprzednich dwóch, chciałem po prostu pojechać gdzieś, gdzie mnie jeszcze nie było w tym roku, no koniec końców 140km asfaltowych dróg, robiąc rozbudowaną wersję Pętli Beskidzkiej.

Skusiłem się, a jakże o tej porze roku, pięknym słońcem, ubrałem się jak na lato, wsiadłem na rower i przed siebie. Tak chciało mi się jeździć że po prostu prułem przed siebie. Nie było by w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że w połowie drogi miałem już dość, wyjazd był spontaniczny, a ja nie przygotowany.
W Istebnej byłem już jak robiło się ciemno, szczęśliwie, bo nie planowałem powrotu wieczorem, miałem ze sobą latarkę.
Wspinaczka na Salmopol, mając już za sobą dystans jaki w tym roku robiłem podczas pełnej trasy nie był tym co tygrysy lubią najbardziej.
Do tego zrobiło się ciemno jak w przysłowiowej d.., temp powietrza ok 10'C, ja jak ten debil w krótkich spodenkach, już bez prowiantu, nieprzytomny, a do domu jeszcze prawie 50km.

Myślałem że podjazd był ciężki...na zjeździe tak mnie przewiało, że mi rower latał na lewo i prawo, tak mi ręce się trzęsły. 60km/h na zjeździe przy 10'C w mokrej koszulce...kląłem jak szewc na siebie i marzyłem o ciepłej kawie.
Chciałem zatrzymać się na pierwszej stacji benzynowej jaką zobaczę, ale jak tylko zobaczyłem świecący neon sklepu nocnego, momentalnie stałem z zimnym redbullem w ręce, automatycznie jak zwykle brałem prosto z lodówki.

Jak to zimne cholerstwo wypiłem i ruszyłem w drogę, nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać, ale już mi było wszystko jedno. Byłem już w stanie agonalnym, jechałem jak automat, w pewnym momencie zorientowałem się że jestem w Buczkowicach i przejechałem Szczyrk, tak się zamyśliłem, skupiając na ledwo już świecącej lampce (a jakże ogniwo przed wyjazdem nie naładowane...) że nie wiem kiedy minąłem miasto. Rany, nawet nie wiem czy jakieś skrzyżowanie mijałem...

Ostatnia prosta, lampa przełącza się w tryb awaryjny, na drodze już mnie pewnie nikt nie widzi, ja zresztą już też ledwie widzę. W końcu dom.

Refleksje po takiej trasie jak zwykle mimo idiotycznych sytuacji takie, że ta adrenalina wydzielająca się w czasie jazdy połączona z wolą przetrwania, kiedy już ledwo stoi się na nogach, ma coś w sobie co nie pozwala o takich trasach zapomnieć, i pewnie znów przez tydzień nie będę mógł chodzić, ale cholerka, tak jak poprzednie tego typu wyprawy z wcześniejszych sezonów i tą zaliczam do najciekawszych.

Jechałem przed siebie, bez mapy, poznałem nowe tereny, widziałem kapitalne widoki, było ciepło, było zimno, było okropnie ciężko pod górkę, i straaasznie zimno z górki, była walka ze słabościami, a nogi nadają się na recycling.

Ale czy właśnie nie o to w tym wszystkim chodzi?

Salut!
W.























ps. znacie serial Spadkobiercy?

Ja poznałem nie dawno i wciągnęło mnie po uszy. Genialny serial.
Dla tych co nie znają.

Jest to pewna forma kabaretu, istnieje od kilkunastu lat i trzyma się niezmiennie swoich zasad, mianowicie, kabareciarze odgrywający swoje role nie mają napisanych tekstów, dostają tylko ogólny zarys o czym ma być scena, i to tuż przed występem.
Wszystko tworzą na żywo przed publicznością, a całość jest parodią amerykańskich seriali takich Dynastia itp.

Widok jak walczą aby utrzymać scenę, to jak czasami nawzajem się wkopują powala, niesamowita sprawa :)

Tak na zachętę do oglądania, dwie ciekawe sceny. Jeden odcinek trwa zazwyczaj ok 40min.

Tu link do strony, powstało już ok 160 odcinków przez te lata, a przewinęli się przez ten kabaret takie postaci jak Stanisła Tym, Maciej Stuhr, Robert Górski.
http://www.spadkobiercy.net/

Polecam :)

  • DST 140.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 23.33km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 października 2012 Kategoria Beskidy, z ekpiką

Beskidzki trip

Dziś czułem się jak na zakończeniu lata, naprawdę ta pogoda mnie zdumiewa.
Sebastian próbował zorganizować chłopaków z Rzeszowa, ja z Bielska, oboje polegliśmy, można powiedzieć zostali na placu boju najwytrwalsi, Seba się nie poddał i przyjechał z Rzeszowa.

Plan był ambitny, tak na zakończenie sezonu można by rzec, więc od pierwszych metrów wybieraliśmy trudniejsze odcinki, zamiast spokojnie wspinać się nartostradą na Szyndzielnię, to na dzień dobry młynek zielonym, i tak przy każdym rozwidleniu - ot nie żałowaliśmy sobie :D , trochę z obawą co będzie pod koniec dnia, ale co tam.

Po drodze zagadujemy do gościa wspinającego się na ciekawym fullu, Seba bawi się w sto pytań do, w końcu może skusi się na fulla :).

Atakujemy podjazd na Klimczok, motywujemy się po drodze, nie ma podchodzenia, nie ma i basta :), generalnie się udaje. Na górze popas i mkniemy ku przełęczy Karkoszczonka i dalej na Salmopol, po drodze kilka zjazdów z głazami na szlaku i podjazdów które nas zatykają, a jak nas zatykały podjazdy to robiliśmy krótki popas.

Na szlakach było widać że ludzie korzystają z ostatniej okazji pogodowej, jakby czuli że jutro ma padać śnieg (serio, serio :D ) pełno pieszych, bikerów też nie mało.

Pierwsze poważne lądowanie na Salmopolu, końcówka była okropna, każdy podjazd mieliśmy nadzieję że będzie tym ostatnim, pochłaniamy ciepły posiłek i ruszamy na podbój. Chcieliśmy z początku pojechać na Baranią Górę, ale sił brakowało, a przecież do domu daleko. Lądujemy przy Malinowej Skale, tam kolejne wyzwanie-zjazd, głazy i uskoki że pieszo jest ciężko, coś tam próbujemy zjechać, coś tam się udało, żyjemy, więc jakoś daliśmy rade, czasem jednak trzeba było podreptać z buta, wstyd, ale naprawdę łatwo nie było ;)

Po za tym jakoś po kontuzjach, lekko też zdekoncentrowani i wyluzowani na koniec sezonu jakoś tak bardziej uważamy, na złamanie karku nie gnaliśmy, oj nie.

Skrzyczne to była formalność, na dół zjeżdżamy niebieskim szlakiem w stronę Hali Jaskowej, dawno tam byłem i zaskoczony byłem ilością kamieni na szlaku.

Dobrze że w połowie drogi zrobiło sie znacznie lepiej i mogliśmy chwilę przycisnąć odbierając sobie wszystkie dzisiejsze podjazdy.
Końcówka asfaltowa do domu.

Humor był, pogoda była, kierownice nam na zjazdach z rąk wyrywało, nogi na podjazdach zajechaliśmy. Trip udany.
Patrząc na prognozę pogody i gwałtowne ochłodzenie, to pewnie ostatnia tak włóczęga po górach w tym sezonie.

Tym razem sezon bez kontuzji (odpukać, bo jeszcze wokół domu wszak pojeżdżę ;-) )































  • DST 65.00km
  • Teren 45.00km
  • Czas 07:30
  • VAVG 8.67km/h
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl