Wpisy archiwalne w kategorii
Beskidy
Dystans całkowity: | 4434.00 km (w terenie 1771.00 km; 39.94%) |
Czas w ruchu: | 258:09 |
Średnia prędkość: | 15.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3500 m |
Liczba aktywności: | 122 |
Średnio na aktywność: | 36.34 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Zimowe górecki, hey!
Krótkoooooo, bo zimno i palce marzną :P
Czadowa zima!
Do następnego, hey!
.
Czadowa zima!
Do następnego, hey!
.
- DST 20.00km
- Teren 10.00km
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Biała górska rozpusta
Postanowiłem że w tym roku sezonu jako takiego nie kończę, zamierzam jeśli tylko będą warunki, ubity śnieg, pojeździć trochę dla utrzymania formy po górach.
Rok temu biegałem o tej porze i moje kolana średnio to zniosły, dlatego czas zacząć zimową część sezonu, ale bez treningowego podejścia, tylko fun, o formę będę dbał na siłowni.
Dziś Kozia Górka i połowa drogi na Szyndzielnię. Oponki w ubity śnieg wgryzają się nieźle, więc aż tak ślisko nie jest, prawdę mówiąc już chyba gorzej jest na błocie ;)
Zimowe pozdrowienia
Wojtek
Rok temu biegałem o tej porze i moje kolana średnio to zniosły, dlatego czas zacząć zimową część sezonu, ale bez treningowego podejścia, tylko fun, o formę będę dbał na siłowni.
Dziś Kozia Górka i połowa drogi na Szyndzielnię. Oponki w ubity śnieg wgryzają się nieźle, więc aż tak ślisko nie jest, prawdę mówiąc już chyba gorzej jest na błocie ;)
Zimowe pozdrowienia
Wojtek
- DST 20.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:02
- VAVG 19.35km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 listopada 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, z ekpiką
Grande finale! The best of 2010
U mnie każdy rok przełomowy, jak zwykle, ten przede wszystkim pod względem towarzyskim, ilość nowych osób poznana do wspólnego eksplorowania gór w roku 2008, sztuk 1, w roku 2009, sztuków 2, w roku 2010 sztuków 9 :-)
Zdobyte min Babia Góra 1725m.n.p.m., nie wiele niższe Pilsko i odnalezienie b.dużej ilości singli w znanych mi już Beskidach, do znudzenia tłuczona Szyndzielnia i Kozia Górka i najważniejsze, wyleczone kolana, bo nie spodziewałem się w grudniu 2009r że usiądę na rower w 2010 a co dopiero że przejadę blisko 4tys km!
Z nadziejami na kolejny krok w 2011r patrze ale planów tym razem szczegółowych nie mam, jak wszystko dopisze, to będzie się działo. Oj będzie!
Planowane min nocne zdobycie kilku ważniejszych szczytów z pomocą tego cudeńka które buduje i projektuje już 3 miesiące wraz z kolegą:
DIY Power led
Dodam że moje auto świeci nie wiele mocniej :P
Z innych celi to Alpy, Alpy i jeszcze raz Alpy, ale najpierw oddam hołd naszym Tatrom i wgramolę się z rowerem tak wysoko jak się będzie dało.
Liczę też w końcu na regularne starty w maratonach, ale to wszystko się okaże.
Stay tuned!
Zdobyte min Babia Góra 1725m.n.p.m., nie wiele niższe Pilsko i odnalezienie b.dużej ilości singli w znanych mi już Beskidach, do znudzenia tłuczona Szyndzielnia i Kozia Górka i najważniejsze, wyleczone kolana, bo nie spodziewałem się w grudniu 2009r że usiądę na rower w 2010 a co dopiero że przejadę blisko 4tys km!
Z nadziejami na kolejny krok w 2011r patrze ale planów tym razem szczegółowych nie mam, jak wszystko dopisze, to będzie się działo. Oj będzie!
Planowane min nocne zdobycie kilku ważniejszych szczytów z pomocą tego cudeńka które buduje i projektuje już 3 miesiące wraz z kolegą:
DIY Power led
Dodam że moje auto świeci nie wiele mocniej :P
Z innych celi to Alpy, Alpy i jeszcze raz Alpy, ale najpierw oddam hołd naszym Tatrom i wgramolę się z rowerem tak wysoko jak się będzie dało.
Liczę też w końcu na regularne starty w maratonach, ale to wszystko się okaże.
Stay tuned!
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Tornado w górach
Dziś wiał jeden z silniejszych wiatrów jaki ostatnio miałem "przyjemność" doświadczyć. Wystarczy powiedzieć, że kilka razy zdmuchnęło by nas ze szlaku, momentami na prostym odcinku "jedyneczka" i przed siebie, boczny jak zawiał to nie szło utrzymać równowagi, ale mimo wszystko było super. Efekty specjalne, jak nie zdarzają się często, stanowią zawsze jakieś urozmaicenie.
Tymczasem w górach jechaliśmy już po śniegu, miejscami placki oblodzone, po za tym fenomenalna widoczność i mimo śniegu, bardzo ciepło, zbieram się powoli do złożenia roweru do piwnicy, więc jeśli już jadę to bardzo powoli, spadek chęci do wysiłku bardzo odczuwalny, zjazdy tak wolne, że wstyd :P, ale co tam, porobiłem sobie fotki za to.
Trasa: Dębowiec->Szyndzielnia->Klimczok->Błatnia->Wapienica->Bielsko
Tymczasem w górach jechaliśmy już po śniegu, miejscami placki oblodzone, po za tym fenomenalna widoczność i mimo śniegu, bardzo ciepło, zbieram się powoli do złożenia roweru do piwnicy, więc jeśli już jadę to bardzo powoli, spadek chęci do wysiłku bardzo odczuwalny, zjazdy tak wolne, że wstyd :P, ale co tam, porobiłem sobie fotki za to.
Trasa: Dębowiec->Szyndzielnia->Klimczok->Błatnia->Wapienica->Bielsko
- DST 40.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:00
- VAVG 13.33km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Pięciobój
Nadworny GPS- Grzesiu obiecał trasę lekką, przyjemną, taką refleksyjną, jesienną.
Obiecanki, cacanki, skończyliśmy w Soszowie, robiąc podjazdy takie, że w szczycie sezonu to wyzwanie. Wybraliśmy się tam 5 osobową ekipą, z nowym członkiem w składzie Konradem.
Po tym jak kilka dni temu spadł śnieg, nie wierzyłem że jeszcze będzie taka ładna pogoda, w zasadzie większość trasy świeciło słońce, choć wspomagane bardzo mocnym wiatrem, Arek, posiadacz płaskich szprych Mavica, nie miał łatwo, jak przywiało z boku :P
Mi tradycyjnie odcięło prąd, już trzeci raz w tym sezonie. Po za tym było młodzieżowo, głośno i szybko, na koniec mieliśmy pyszny kilku km zjazd, może łatwy technicznie, ale 60km/h po wąskiej górskiej ścieżce nadrabiało wszystko.
Naładowani adrenaliną, bo jakże by inaczej, pięciu chłopa, pędziło w dół w myśl zasady, kto pierwszy ten lepszy, pojechaliśmy na zasłużony popas i obiad do Brennej.
Teraz chyba czas się wyciszyć i powoli przykręcać kurek. Czas zaplanować przyszły rowerowy rok :)
Obiecanki, cacanki, skończyliśmy w Soszowie, robiąc podjazdy takie, że w szczycie sezonu to wyzwanie. Wybraliśmy się tam 5 osobową ekipą, z nowym członkiem w składzie Konradem.
Po tym jak kilka dni temu spadł śnieg, nie wierzyłem że jeszcze będzie taka ładna pogoda, w zasadzie większość trasy świeciło słońce, choć wspomagane bardzo mocnym wiatrem, Arek, posiadacz płaskich szprych Mavica, nie miał łatwo, jak przywiało z boku :P
Mi tradycyjnie odcięło prąd, już trzeci raz w tym sezonie. Po za tym było młodzieżowo, głośno i szybko, na koniec mieliśmy pyszny kilku km zjazd, może łatwy technicznie, ale 60km/h po wąskiej górskiej ścieżce nadrabiało wszystko.
Naładowani adrenaliną, bo jakże by inaczej, pięciu chłopa, pędziło w dół w myśl zasady, kto pierwszy ten lepszy, pojechaliśmy na zasłużony popas i obiad do Brennej.
Teraz chyba czas się wyciszyć i powoli przykręcać kurek. Czas zaplanować przyszły rowerowy rok :)
- DST 100.00km
- Teren 25.00km
- Czas 06:00
- VAVG 16.67km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Silent Hill
40 stopniowy upał daje się we znaki, jak dotąd pozostajemy nie ugięci, wspinamy się na kolejny szczyt, przed nami przełęcze na wysokości ponad 3000m.n.p.m., widoki oszałamiające, ale nie poddajemy się, po powrocie czeka na nas kierowca, a w hotelu już szykują dla nas saune...
Wróć, a może ocknij się, obudź ze snu (i cichych planów/marzeń na przyszły sezon)...
5 stopniowy chłód daje się we znaki, jak dotąd...pozostajemy nie ugięci, trzeba wykazać się niezłą siłą woli aby w taką pogodę ładować się w góry, wspinamy się na kolejny szczyt, pokonujemy kolejno 600,700 aż w końcu 1000m.n.p.m, widoki...dobrze że mamy wyobraźnie, opowiadamy sobie jak tu jest pięknie latem, ale nie poddajemy się, mimo iż po powrocie nie czeka na nikogo z nas sauna...
Jednak w pewnym sensie takie wypady mają też swój klimat, w sumie jak zdarza się taki raz na jakiś czas to można go wrzucić w koszta, przygoda jest, na zjazdach widoczność na 10m, śliskie kamienie, nie powiem, było zabawy trochę, powiem więcej, bawiłem się świetnie, ale w tej chwili pisząc to w ciepłym domu będąc, może nie po saunie, ale na pewno jest mi ciepło :P , nie narzekam.
Ciekawe ile jeszcze zdążę zrobić fajnych tras przed śniegiem, kolana podpowiadają, że wkrótce się ochłodzi ;)
Wróć, a może ocknij się, obudź ze snu (i cichych planów/marzeń na przyszły sezon)...
5 stopniowy chłód daje się we znaki, jak dotąd...pozostajemy nie ugięci, trzeba wykazać się niezłą siłą woli aby w taką pogodę ładować się w góry, wspinamy się na kolejny szczyt, pokonujemy kolejno 600,700 aż w końcu 1000m.n.p.m, widoki...dobrze że mamy wyobraźnie, opowiadamy sobie jak tu jest pięknie latem, ale nie poddajemy się, mimo iż po powrocie nie czeka na nikogo z nas sauna...
Jednak w pewnym sensie takie wypady mają też swój klimat, w sumie jak zdarza się taki raz na jakiś czas to można go wrzucić w koszta, przygoda jest, na zjazdach widoczność na 10m, śliskie kamienie, nie powiem, było zabawy trochę, powiem więcej, bawiłem się świetnie, ale w tej chwili pisząc to w ciepłym domu będąc, może nie po saunie, ale na pewno jest mi ciepło :P , nie narzekam.
Ciekawe ile jeszcze zdążę zrobić fajnych tras przed śniegiem, kolana podpowiadają, że wkrótce się ochłodzi ;)
- DST 30.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:00
- VAVG 15.00km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
130km po górach = odcięcie prądu
Jeden z lokales, Grzesiek, nasz nadworny GPS, obudził się pewnego dnia z szalonym pomysłem, w jego mniemaniu ot trasa, w moim szaleństwo.
No ba jak nazwać trasę która jest ponad 2 razy dłuższa niż większość górskich maratonów, nawet gigowcy się tak nie katują.
Zaczynamy 9 rano początkowo w trzech, pod drodze dołącza się czwarty i gnamy od pierwszych km na złamania karku, no nie według Grzesia, który sobie...jechał. Jak mówił, ma dobry dzień, no ale ja też miałem dzień, a gasłem pod górkę.
Szczęśliwie pozostała trójka była bliżej mnie w kwestii osiągów na podjazdach, więc...
Trasa biegła przez znane miejsca większości bikerom, tyle że zgromadziła dużo miejscówek na raz. Wisła, Ustroń, o mały włos Istebna, od tyłu pod Baranią Górę, Salmopol, tam mój ulubiony singiel w okolicy i zjazd do Brennej.
Niniejszym, każdego bikera którego minąłem na zjeździe jak zdmuchnąłem z trasy - przepraszam. Chyba przegiąłem, ale towarzysze nie doli narzucali mega tempo, a trasa, pogoda i nastawienie, wszystko jak w transie.
Zjeżdżamy do Brennej na zasłużone napoje chłodzące, wspominamy kilka akcji po drodze a działo się trochę. Spokojnie wracamy do Bielska, gdzie w pewnym momencie odcina mi prąd, uczucie dość zabawne, bo nie idzie ruszyć nogami, po prostu przestaje kręcić na prostym odcinku. Tylko że bateria nie sygnalizowała odcięcia, zabawne uczucie, po chwili organizm uruchamia rezerwy i toczę się ostatnie km do domu. Ekipa ma znów ze mnie ubaw, bo to już drugi raz, pewnie nie ostatni.
Zmasakrowany, ale bardzo zadowolony gaszę światło. Do następnego!
No ba jak nazwać trasę która jest ponad 2 razy dłuższa niż większość górskich maratonów, nawet gigowcy się tak nie katują.
Zaczynamy 9 rano początkowo w trzech, pod drodze dołącza się czwarty i gnamy od pierwszych km na złamania karku, no nie według Grzesia, który sobie...jechał. Jak mówił, ma dobry dzień, no ale ja też miałem dzień, a gasłem pod górkę.
Szczęśliwie pozostała trójka była bliżej mnie w kwestii osiągów na podjazdach, więc...
Trasa biegła przez znane miejsca większości bikerom, tyle że zgromadziła dużo miejscówek na raz. Wisła, Ustroń, o mały włos Istebna, od tyłu pod Baranią Górę, Salmopol, tam mój ulubiony singiel w okolicy i zjazd do Brennej.
Niniejszym, każdego bikera którego minąłem na zjeździe jak zdmuchnąłem z trasy - przepraszam. Chyba przegiąłem, ale towarzysze nie doli narzucali mega tempo, a trasa, pogoda i nastawienie, wszystko jak w transie.
Zjeżdżamy do Brennej na zasłużone napoje chłodzące, wspominamy kilka akcji po drodze a działo się trochę. Spokojnie wracamy do Bielska, gdzie w pewnym momencie odcina mi prąd, uczucie dość zabawne, bo nie idzie ruszyć nogami, po prostu przestaje kręcić na prostym odcinku. Tylko że bateria nie sygnalizowała odcięcia, zabawne uczucie, po chwili organizm uruchamia rezerwy i toczę się ostatnie km do domu. Ekipa ma znów ze mnie ubaw, bo to już drugi raz, pewnie nie ostatni.
Zmasakrowany, ale bardzo zadowolony gaszę światło. Do następnego!
- DST 130.00km
- Teren 50.00km
- Czas 07:00
- VAVG 18.57km/h
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 września 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice, nocna jazda, z ekpiką
Rzeszów vs Bielsko
Po dłuższej przerwie od roweru, powrót w tempie dla mnie zawrotnym. W kilka chwil jak na zawołanie pojawiają się kolejne osoby.
Tym razem zawitał po raz drugi Sebastian , z którym na początku tego sezonu porządziliśmy pod Beskidach
W sobotę pojechaliśmy rozgrzać się przed niedzielą, w zasadzie głównie turystycznie, pokazałem Sebastianowi kilka fajnych miejscówek.
Nie obyło się bez przygód, zakleszczony łańcuch, mała gleba, ale rozjazd mega fajny.
To był tylko mały prolog do niedzieli...
Tym razem zawitał po raz drugi Sebastian , z którym na początku tego sezonu porządziliśmy pod Beskidach
W sobotę pojechaliśmy rozgrzać się przed niedzielą, w zasadzie głównie turystycznie, pokazałem Sebastianowi kilka fajnych miejscówek.
Nie obyło się bez przygód, zakleszczony łańcuch, mała gleba, ale rozjazd mega fajny.
To był tylko mały prolog do niedzieli...
- DST 20.00km
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
bbRiderZ w Ustroniu - czyli szaleńcza jazda szlakiem bikemaratonu
Dołączyłem do bielskiej ekipy, która zrzesza...przypadkowo spotkane osoby w górach i przez fora rowerowe. To aż trudne do uwierzenia ale niemal nikt z tych ludzi nie zna się z innego miejsca jak z górskich szlaków rowerowych, niektórzy poznali się w ten sposób lata temu, niektórzy jak min ja od niedawna.
Taką ekipą dawno nie pokonałem trasy, do tego pogoda dopisała nam wzorowa.
W składzie:
Grzesiek, Arek, Agnieszka, Tomek, Karol, Sebastian, drugi Grzesiek oraz moja skromna osoba zaatakowaliśmy trasę bikemaratonu w Ustroniu, który odbył się wczoraj. Oczywiście ja dowiedziałem się o tym dopiero na miejscu, bo miała być jakaś luźna trasa na 2-3h.
Zbiórka w Bielsku o 11.30 i raptem 20km do Brennej aby dotrzeć na trasę, korzystamy z naszego GPS-a Grześka, który trasy zna lepsze niż wszystkie znane mi do tej pory portale z trasami rowerowymi razem wzięte :)
Prowadzi nas, hmm nie wiem którędy, ważne że dojeżdżamy. Po drodze na leśnej drodze, na samym środku leży gwóźdź, w którego Agnieszka postanawia sobie dla draki wjechać, dzień wcześniej chwaliła się że nie złapała kapcia od 3 lat, no i wszystko jasne :)
Atakujemy pierwsze podjazdy, to pierwszy moment kiedy krótkie pogawędki się kończą, jak to mawia Arek, jedyneczka i przed siebie. Łatwo nie było, tym bardziej że chyba nikt nie miał ochoty poddawać się pierwszy i w ten sposób już wiedziałem że całą trasę objedziemy w tempie nie wiele gorszym niż na maratonie.
Każdy z nas prezentuje inną formę i styl jazdy, ma inny rower o innych możliwościach, ciekawie to wyglądało, kiedy jedni uciekali na podjazdach, a na zjazdach trzeba było na nich czekać. Humor dopisywał wszystkim, trasa genialna, i mówcie co chcecie, ale tej edycji maratonu Grabka nie musi się wstydzić.
Świetne single, mordercze podjazdy i kilka naprawdę hardkorowych zjazdów.
I tak górka po górce, pomiędzy nimi krótkie popasy i na samym dole w Brennej wpadamy ekipą na ciepły żurek i inne smakołyki, wszyscy bardzo zadowoleni, ale bardzo zmęczeni, w tym najbardziej ja, pod koniec trasy już na powrocie do domu po prostu odcina mi prąd, nie czuję łańcucha i mam ochotę zatrzymać się...na prostej drodze. Reszta me ze mnie ubaw, no trudno, raz niech mają :)
W Bielsku rozstajemy się i każdy wraca do siebie, w tym Sebastian, który dziś poznał kolejne świetne beskidzkie tereny i przy okazji świetną ekipę.
Więcej chyba nie opiszę, żałuję tylko że nie miałem aparatu na kasku, który robił by zdjęcia w czasie jazdy. Tras cud malina, koniecznie trzeba ją przejechać.
Ładuję baterię i za niedługo znowu w drogę.
Jesień tuż tuż, a kto wie czy nie zima, więc trzeba korzystać ile można.
Taką ekipą dawno nie pokonałem trasy, do tego pogoda dopisała nam wzorowa.
W składzie:
Grzesiek, Arek, Agnieszka, Tomek, Karol, Sebastian, drugi Grzesiek oraz moja skromna osoba zaatakowaliśmy trasę bikemaratonu w Ustroniu, który odbył się wczoraj. Oczywiście ja dowiedziałem się o tym dopiero na miejscu, bo miała być jakaś luźna trasa na 2-3h.
Zbiórka w Bielsku o 11.30 i raptem 20km do Brennej aby dotrzeć na trasę, korzystamy z naszego GPS-a Grześka, który trasy zna lepsze niż wszystkie znane mi do tej pory portale z trasami rowerowymi razem wzięte :)
Prowadzi nas, hmm nie wiem którędy, ważne że dojeżdżamy. Po drodze na leśnej drodze, na samym środku leży gwóźdź, w którego Agnieszka postanawia sobie dla draki wjechać, dzień wcześniej chwaliła się że nie złapała kapcia od 3 lat, no i wszystko jasne :)
Atakujemy pierwsze podjazdy, to pierwszy moment kiedy krótkie pogawędki się kończą, jak to mawia Arek, jedyneczka i przed siebie. Łatwo nie było, tym bardziej że chyba nikt nie miał ochoty poddawać się pierwszy i w ten sposób już wiedziałem że całą trasę objedziemy w tempie nie wiele gorszym niż na maratonie.
Każdy z nas prezentuje inną formę i styl jazdy, ma inny rower o innych możliwościach, ciekawie to wyglądało, kiedy jedni uciekali na podjazdach, a na zjazdach trzeba było na nich czekać. Humor dopisywał wszystkim, trasa genialna, i mówcie co chcecie, ale tej edycji maratonu Grabka nie musi się wstydzić.
Świetne single, mordercze podjazdy i kilka naprawdę hardkorowych zjazdów.
I tak górka po górce, pomiędzy nimi krótkie popasy i na samym dole w Brennej wpadamy ekipą na ciepły żurek i inne smakołyki, wszyscy bardzo zadowoleni, ale bardzo zmęczeni, w tym najbardziej ja, pod koniec trasy już na powrocie do domu po prostu odcina mi prąd, nie czuję łańcucha i mam ochotę zatrzymać się...na prostej drodze. Reszta me ze mnie ubaw, no trudno, raz niech mają :)
W Bielsku rozstajemy się i każdy wraca do siebie, w tym Sebastian, który dziś poznał kolejne świetne beskidzkie tereny i przy okazji świetną ekipę.
Więcej chyba nie opiszę, żałuję tylko że nie miałem aparatu na kasku, który robił by zdjęcia w czasie jazdy. Tras cud malina, koniecznie trzeba ją przejechać.
Ładuję baterię i za niedługo znowu w drogę.
Jesień tuż tuż, a kto wie czy nie zima, więc trzeba korzystać ile można.
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 lipca 2010
Kategoria Beskidy, Bielsko i okolice
Trenig - podjazdy
Nie jedna osoba jak zobaczy dystans to parsknie śmiechem na widok tytułu wpisu - trening, ale co ja zrobię, że zrobiłem dziś 17km a wróciłem zmordowany ;).
Krótko to trwało ale zaliczyłem tempem 90% kilka km podjazdów. Taka seria potrwa tydzień - dwa, później dystans x2 ale mniejsze tempo, później zobaczymy.
Krótko to trwało ale zaliczyłem tempem 90% kilka km podjazdów. Taka seria potrwa tydzień - dwa, później dystans x2 ale mniejsze tempo, później zobaczymy.
- DST 17.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:08
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Bestia
- Aktywność Jazda na rowerze